Przejdź do głównej zawartości

Posty

Wyświetlanie postów z 2009

Drapiąc chmury

Szczyty gdyńskich Sea Towers giną w chmurach. Choć na co dzień widok z najwyższych pięter musi należeć do najpiękniejszych w Polsce, czasem, jak widać, bywa jednak dość ograniczony. Na pierwszym planie maszty "Daru Pomorza".

Miłość i krew. I Paris Hilton

Kilka dni temu na ekrany polskich kin wszedł pierwszy z dwóch filmów na podstawie powieści autorstwa Jana Guillou o Arnie Magnussonie, o których wspominałam jakiś czas temu. No i po prostu nie mogę przemilczeć tego, jaki tytuł polscy dystrybutorzy zdecydowali się nadać temu filmowi: "Templariusze. Miłość i krew". Cóż powiedzieć: drrramat. Dla porównania, w oryginale film ten nazywał się "Arn - Tempelriddaren" (Arn - Templariusz), a powieści, na podstawie których go nakręcono "Vägen till Jerusalem" (Droga do Jerozolimy) i "Tempelriddaren" (Templariusz); polskie tłumaczenia książek też idą raczej w tym kierunku, rezygnując z drrramatu na rzecz wierności oryginałowi. Druga część filmu i zarazem trzecia powieść cyklu nosi tytuł "Riket vid vägens slut" (Królestwo na końcu drogi) - już widzę to tłumaczenie na coś w rodzaju: "Templariusze - ostatnie starcie" czy też "Templariusze - zagłada". Nawiasem mówiąc, mimo że f

Piaskowa szopka

Z powodu nagłego ataku plusowych temperatur część ekipy Trzech Króli straciła twarze. Jak widać w prawym górnym rogu powyższego zdjęcia, całość stoi na tle blue-boksu. Czyżby planowano tu jakiś film z rozbudowanymi efektami specjalnymi...?

Znów są Święta

Z okazji Świąt Bożego Narodzenia życzę Czytaczom wszystkiego najlepszego, a także dedykuję szwedzką kolędę, stanowiącą przykład niezwykle wyrafinowanej twórczości mieszkańców tego kraju. Od czasu, gdy zetknęłam się z nią pierwszy raz, jej niesamowity kunszt poetycki nie przestaje mnie zachwycać, a zawarta w tekście głębia skłania do refleksji nad mądrością ludową... A idzie ona tak : Nu är det jul igen Och nu är det jul igen Och julen varar än till påska Och det var inte sant Och det var inte sant För däremellan kommer fasta. Czyli na nasze: Znów są Święta Znów są Święta A Święta potrwają aż do Wielkanocy A to nieprawda A to nieprawda Bo w międzyczasie jest post. Śpiewa się to tańcząc w kółko wokół choinki, co można zaobserwować, o ile mnie pamięć nie myli, w filmie "Fanny i Aleksander". No dobrze, dosyć już tego sarkazmu, szczególnie, że są Święta. Tak więc aby być sprawiedliwym: są w Szwecji także ładne kolędy . I jeszcze raz wszystkiego najlepszego!

Zima na Bałtyku

Znów muszę się usprawiedliwiać z jakości fotografii. Gdybym się do nich przyłożyła, być może lepiej by mi się udało oddać mroźne piękno tego widoku, różne odcienie bladego błękitu, złote odblaski słońca w chmurach i na falach, mgłę unoszącą się nad wodą niczym dym... Ale "prawdziwy" aparat zakopany był głęboko w walizce i było tak strasznie zimno, że wołami by mnie nie wyciągnięto na zewnętrzny pokład. Zresztą, robi się zimno już od samego patrzenia na szybę tak oblodzoną, jak na zdjęciu poniżej. Której zresztą też nie udałoby mi się uchwycić, gdybym wyszła na zewnątrz. Ech, wymówki...:)

Pomysł na prezent

Zobaczyłam ją parę dni temu w sklepie z gadżetami Design Torget: gra planszowa pod tytułem "Sthlm Maffia". Według opisu chodzi w niej o to, aby "wspiąć się na szczyt sztokholmskiego podziemia (dla mnie to sprzeczność, ale co ja tam wiem o podziemiu Sztokholmu!) za pomocą rozbojów, przemytu i morderstw." Bardzo przepraszam za jakość zdjęcia, ale jak podziemie, to podziemie - warunki do fotografowania i sprzęt były dalekie od profesjonalnych. Lepszej jakości zdjęcia, a także opis gry, można znaleźć tu . A jakby kogoś temat szwedzkiej przestępczości zorganizowanej interesował całkiem na serio, również służę linkiem .

Znów zaskoczyła

"Niebezpieczeństwo obsunięcia się śniegu i spadających sopli." Śnieg padał tu właściwie bez przerwy przez dwie doby, wobec czego chodniki na moim osiedlu zamieniły się w półmetrowe zaspy, a samochody jeżdżą wydrążonymi rowami. Wczoraj panował w Sztokholmie chaos, autobusy utknęły w zaspach, kolejki jeździły ze sporymi opóźnieniami. Po południu strona internetowa komunikacji miejskiej przeciążyła się od zbyt wielkiej liczby internautów, próbujących sprawdzić aktualną sytuację. Trzy lata temu w listopadzie było podobnie: samochody utknęły w śniegu na kilku ważnych drogach, kompletnie je blokując. Przez parę godzin miasto stało; najbardziej zdesperowani szli przez śniegi na piechotę. Dwa lata temu na drodze krajowej 73 między Sztokholmem a Nynäshamn ponad tysiąc osób utknęło na kilka godzin, niektórzy na prawie pół doby. Zima co roku zaskakuje!

13 grudnia, część 2

Na moich studiach istniała tradycja, zgodnie z którą studenci pierwszego roku byli zawsze odpowiedzialni za przygotowanie obchodów dnia Świętej Łucji. Zaczynało się od wypieku pepparkakor - szwedzkich pierniczków - i wyrobu dekoracji w domu pastora w Szwedzkim Kościele Marynarza w Gdyni. Następnie uczyło się mniej lub bardziej na pamięć szwedzkich kolęd (częściej jednak pisało ściągi na podkładkach pod świece), wypożyczało stroje od pastora i wybierało Łucję spośród studentek (biedaczka - korona była strasznie ciężka, a poza tym co chwila musieliśmy jej wyczesywać z włosów wosk, który kapał ze świec - niełatwe zadanie. Mimo to nie miała wcale ochoty zrzec się zaszczytu i dzielnie szła na czele pochodu!). A następnie ruszało się w tournée! Najpierw po wydziale - studenci innych kierunków, jeszcze mniej niż nobliści zorientowani w szwedzkich zwyczajach, byli niezwykle zdziwieni, gdy grupa dziwnie ubranych ludzi wpadała nagle na zajęcia, śpiewając w jakimś egzotycznym języku. Następni

13 grudnia

Dzień ten ma w Szwecji zupełnie inne konotacje, niż w Polsce - jak najbardziej pozytywne. To dzień Świętej Łucji, jedno z najważniejszych szwedzkich świąt, dzień światła i nadziei. Święta Łucja żyła na przełomie III i IV wieku na Sycylii, zginęła śmiercią męczeńską. W którym to procesie, oprócz innych nieprzyjemności, zostały jej wydłubane oczy (według niektórych wersji zrobiła to sobie sama, żeby się oszpecić i uniknąć tym samym oddania do domu publicznego, według jeszcze innych - wysłała je młodzieńcowi, który wcześniej pochwalił ich urodę, żeby dał jej spokój i przestał się starać o jej rękę), dlatego też jest patronką między innymi ociemniałych, a na wizerunkach przedstawia się ją z oczami na tacy, jak na fresku z kościółka Santa Maria Impensole w Narni. Swoją drogą, żywoty średniowiecznych świętych mogłyby być niezłym materiałem na niejeden horror; ich twórcy chyba grali za dużo w gry komputerowe... Łucja jest także patronką światła, o czym świadczy już jej imię, mające to samo ź

Do kraju tego, gdzie kruszynę chleba podnoszą z ziemi przez wzgląd na ekologię

Takie plakaty, jak powyższy, rozwiesili ostatnio w stołówce u mnie w pracy. W wolnym tłumaczeniu: "Niewyrzucanie jedzenia jest dobre dla klimatu!"* Osobiście zgadzam się z postulatem - takie już otrzymałam wychowanie - ale jego umotywowanie... może jestem dziwna, ale tu po prostu coś jest nie tak. Zasadniczo, w Szwecji istnieją dwie główne motywacje dla robienia czegokolwiek: bezpieczeństwo i ekologia. Trudno powiedzieć, na temat którego kosmiczny naród ma większego fioła. Ekologiczne produkty (np. ekologiczne pomidory), ekologiczna komunikacja miejska, ekologiczna energia... Jednocześnie zauważyłam, że nie przekłada to się na taką "codzienną ekologię", wyrażającą się na przykład w gaszeniu po sobie światła, wyłączaniu na noc służbowego komputera czy zabieraniu własnych siatek na zakupy. A w całym kraju wyrzuca się podobno rocznie 100 kilogramów nadającego się do spożycia jedzenia na osobę. * Wolnym, bo klimatsmart to przykład szwedzkiej nowomowy, wobec które

Uległam panice

Dałam się zaszczepić na świńską grypę. Na moje usprawiedliwienie mam to, że przyjechali ze szczepionkami do mnie do pracy i szczepili wszystkich jak leci, więc nie wymagało to z mojej strony żadnego wysiłku ani nakładów finansowych. No, może z wyjątkiem konieczności wstania o siódmej rano, co, szczególnie o tej porze roku, jest dla mnie przeżyciem traumatycznym. Aby wyrazić stan mojego umysłu o tej porze, posłużę się cytatem: Jeżeli nie pojawi się już tu więcej dygresji, będzie to znaczyło, że sprawdziły się apokaliptyczne wizje szwedzkich brukowców, to znaczy dopadły mnie skutki uboczne, jak na przykład śpiączka bądź śmierć.

Prawa obywatelskie dla rodziny Bernadotte!

Postscriptum do mojej niedawnej dygresji o rodzinie królewskiej dostarczyło mi Stowarzyszenie Republikańskie, na którego stoisko natknęłam się w weekend w centrum Sztokholmu. Stali biedacy w deszczu, rozdawali ulotki i częstowali glöggiem oraz pierniczkami. Wypada zrekompensować się za obdarowanie tym wszystkim, pisząc parę słów o ich poglądach. A właściwie to wcale nie wypada, ale każdy pretekst jest dobry do dygresji na temat mniej lub bardziej dziwnych poczynań kosmicznego narodu . Stowarzyszenie Republikańskie, czyli Republikanska Föreningen , jak nietrudno się domyślić, chce zniesienia monarchii. Bo to niedemokratyczne, stwarza kult jednostki (nie wiem, w stosunku do kogo, bo na pewno nie do biednego Karola Gustawa), wysyła w świat sygnał, że Szwecja jest krajem nienowoczesnym i zacofanym (bo oczywiście wszyscy za granicą ignorują całą resztę szwedzkich dokonań w tej kwestii i, patrząc przez pryzmat monarchii, stawiają Szwecję w jednym rzędzie z innymi tak zacofanymi państwami j

W kwestii św. Mikołaja

...jako że dziś Mikołajki. Nie będzie chyba dla Czytaczy niespodzianką, jeżeli napiszę, że Szwedzi nie znają tradycji obdarowywania się prezentami z okazji 6 grudnia*. Jednak, co więcej, ten pogański naród nie zna nawet samego Świętego Mikołaja! Prezenty bożonarodzeniowe przynosi, w wigilijny wieczór, po tym, jak w telewizji wyemitowano "Kaczora Donalda" (jego emisja to tutejsza wigilijna tradycja. Naprawdę!), jultomte, czyli bożonarodzeniowy skrzat. A właściwie nie całkiem bożonarodzeniowy, bo słowo jul , którym po szwedzku oznacza się Święta Bożego Narodzenia, pochodzi od jōl - przedchrześcijańskiego, nordyckiego święta zimowego przesilenia. To już chyba Santa Claus z reklamy Coca-Coli jest bardziej bożonarodzeniowy... * Chociaż ja wykorzystałam pretekst dzisiejszego dnia, żeby wypastować wszystkie buty.

Tajemnicze zniknięcie domku

Idąc dziś do pracy zauważyłam, że domek z Globen zniknął! Szkoda, bo to był przyjemnie zakręcony projekt. Mam nadzieję, że nie wpłynie to w negatywny sposób na plany wybudowania domu na Księżycu ani na edukację kosmicznego narodu w dziedzinie nauk ścisłych. Za to już za kilka miesięcy Glob wzbogaci się o windę , którą będzie można wjechać na jego szczyt. Pierwsze wjazdy - 5 lutego.

Prosto w słońce

Takiego obrazka nam trzeba na grudzień! Dzisiaj akurat był tu słoneczny dzień, ale to nie do końca poprawiło mi nastrój, bo pozwoliło stwierdzić naocznie co następuje: - pomimo wstania po ósmej, nie musiałam się specjalnie spieszyć, żeby być w stanie obejrzeć wschód słońca; - zachód tegoż zaobserwowałam zaś z okna mojego biura o godzinie za dziesięć trzecia po południu. Toż to wziąć i się pociąć! Ale cóż, taka jest cena tego, żeby na przeciwnym końcu roku można było być świadkiem zjawisk pięknych i wprawiających w dobry nastrój .

Szwedzi to też ludzie

Jakiś czas temu rzucił mi się w oczy plakat reklamujący program kabaretowy/standup show zatytułowany "Svenskar är också människor" - Szwedzi to też ludzie. Jak wyczytałam z opisu przedstawienia, komik/pisarz/dziennikarz/językoznawca Fredrik Lindström przedstawia w nim w sposób humorystyczny szwedzką mentalność, ze szczególnym uwzględnieniem ciekawego paradoksu, polegającego na tym, że Szwedzi widzą siebie samych w niezbyt pozytywnym świetle, a jednocześnie uznają Szwecję za najlepszy kraj do życia. Bardzo żałuję, że nie mogłam wybrać się na to przedstawienie, szczególnie że chętnie dowiedziałabym się, czym niby przejawia się to, że Szwedzi mają o sobie samych nienajlepsze mniemanie, sama zauważyłam bowiem coś wręcz przeciwnego. Przypadkiem jednak w tym samym czasie czytałam książkę zatytułowaną bardzo podobnie "Är svensken människa?" - Czy Szwed to człowiek? (tytuł zapożyczono zresztą z jakiejś starszej publikacji). Autorzy książki, Henrik Berggren i Lars Trädgårdh,

Potęga mojej osobowości

Rozmawiałam niedawno z pewnym post-dokiem, który zajmuje obecnie biuro, w którym ja pracowałam w zeszłym semestrze. Wraz z biurem odziedziczył po mnie całe jego wyposażenie, między innymi komputer. Gdy się poznaliśmy i zorientował się, skąd pochodzę, jedną z pierwszych rzeczy, które od niego usłyszałam, było: "A, to dlatego wszystko w moim komputerze jest po polsku!" Co więcej, w administracji powiedziano mu podobno, że aby zmienić język na jakiś bardziej międzynarodowy, trzeba by przeinstalować cały system. Przyznam, że wprawiło mnie to w konsternację. Bo daję słowo, że gdy ja na tym komputerze pracowałam, jedynym programem, który był tam po polsku, był Firefox, którego zresztą sama zainstalowałam. Niczego więcej nie ruszałam. Nie mówiąc już o przeinstalowywaniu systemu (logika mi podpowiada, że skoro w celu zlikwidowania obecnych ustawień komputera potrzebne jest przeinstalowanie, to do ich wprowadzenia wymagany był analogiczny proces. Choć może popełniam tu podstawowy błą

Podręcznik do komunikowania się z istotami nadnaturalnymi

Pokontynuuję jeszcze tematy cokolwiek królewskie, bo znalazłam dzisiaj pewną ciekawostkę. Mianowicie, królowa Sylwia wydała właśnie modlitewnik. Nie jest to może jakaś specjalna nowość, królowie, królowe i książęta często w dawnych czasach mieli własne modlitewniki. A jednak informacja o tym wprawiła mnie w pewne zdziwienie, jak za każdym razem, gdy natykam się w tym, chyba najbardziej zeświecczonym kraju świata, na przejawy tego, że stare, religijne tradycje są nadal obecne, mimo wszystko wryte w głębokie warstwy świadomości - zbyt głębokie, żeby je było widać na pierwszy, a nawet drugi czy trzeci, rzut oka. Dysonans poznawczy? Z drugiej strony wyczytałam też w internecie komentarze nazywające tę książkę "podręcznikiem z magicznymi formułami do telepatycznego komunikowania się z istotami nadnaturalnymi", co pozwoliło mi załagodzić nieco dysonans i powrócić do mojej wizji Szwecji:) "Modlitewnik Królowej Sylwii" zawiera około 100 modlitw, zarówno tradycyjnych (np. &

Po królewsku

Miałam w zeszłym tygodniu okazję obserwować zmianę wart przed Pałacem Królewskim, co mnie zainspirowało do napisania paru słów na temat szwedzkiej rodziny królewskiej . To będzie dygresja edukacyjna:) Zacznijmy od tego, że Szwedzi, z ich obsesją na temat równości, są ostatnim narodem, którego można by podejrzewać o zachowanie monarchii. A jednak nadal większość społeczeństwa ją popiera. Choć nie brak i słów krytycznych - na przykład ze strony mojej byłej szefowej, która stwierdziła kiedyś, że monarchia to przeżytek, szczególnie, że co to w ogóle jest za rodzina królewska, ledwo 200 lat na tronie i to wywodzi się od jakiegoś żołnierzyka (założyciel dynastii Bernadotte, Jean Baptiste , był synem prawnika i marszałkiem w napoleońskiej armii - objęcie szwedzkiego tronu zaproponowano mu, ponieważ był wakat, a Francja akurat w tamtym momencie wygrywała. Jean Baptiste skwapliwie skorzystał, a gdy Napoleon zaczął przegrywać, nie zawahał się przejść na drugą stronę, dzięki czemu Szwecja wyszła

Noc na Södermalm

Zatyczki

Ponieważ mieszkam obok Globen , często idąc z pracy mam okazję wmieszać się w tłumy zmierzające na rozmaite imprezy, koncerty i mecze hokejowe się tam odbywające. Wśród ludzi kręci się wtedy mnóstwo sprzedawców oferujących zatyczki do uszu, mające chronić publiczność przed hałasem generowanym przez imprezy, w których ma zamiar wziąć udział. Zastanawiam się wtedy: czy nie byłoby łatwiej, praktyczniej i ekonomiczniej dla wszystkich zainteresowanych, gdyby po prostu przykręcić nieco nagłośnienie wewnątrz Globu? Czy to zbyt proste i banalne rozwiązanie...? A może działa tu po prostu jakaś wszechmocna Mafia Sprzedawców Zatyczek?

Praca w soboty

Są takie momenty w mojej pracy, kiedy dopada mnie panika związana ze zbliżającym się deadline'em i/lub rozczarowanie własną bezproduktywnością. Wtedy zdarza mi się przyjść do pracy w sobotę. Widok biurowca w sobotę nie przywodzi na myśl pozytywnych skojarzeń. Nawet mimo że moja uczelnia nie ma jakichś szczególnie złowrogich, starych budynków. Wejście jest zamknięte, trzeba je sforsować za pomocą karty magnetycznej i kodu. Stołówki i bary pozamykane; światła powyłączane, palą się tylko pojedyncze świetlówki, oznaczenia wyjść ewakuacyjnych oraz diody drukarek i kopiarek, które przeszły w tryb uśpienia - jedną z nich będę musiała obudzić. Atmosferę pogłębia jeszcze to, co za oknem: sztokholmski listopad, ciężkie, szare chmury, deszcz i zmrok zapadający już po trzeciej. Moje biuro jest na samym końcu długiego i wąskiego korytarza. I ani żywej duszy, jestem jedyną osobą na piętrze, jeżeli nie w ogóle w całym budynku. Zaczynam nerwowo reagować na wszelkie odgłosy. W takich chwilach czł

Jaka piękna katastrofa!

Nie tylko Polacy lubują się w celebrowaniu narodowych porażek. Szwedzi swoją popisową, spektakularną porażkę z wielkim nakładem pracy i kosztów wydobyli z dna morza, przez trzydzieści lat pucowali, rekonstruowali i konserwowali, następnie obudowali muzeum i od dwudziestu lat z dumą pokazują turystom. Porażkę wybudowano w roku 1628 w stoczni na Skeppsholmen (dziś Blasieholmen) w Sztokholmie, ozdobiono ponad 900 barwnie malowanymi rzeźbami, wyposażono w 64 działa różnej wielkości oraz dziesięć żagli o powierzchni prawie 1300 m² i nazwano "Vasa". Tak wyposażona wyruszyć miała ona na morza Europy, aby wspomagać szwedzkiego króla Gustawa Adolfa w wojnie trzydziestoletniej (która na tym etapie była jednakże na razie jeszcze tylko dzięsięcioletnią), a szczególnie w walkach z jego kuzynem Zygmuntem, który wciąż nie mógł się pogodzić z utratą dziedzicznego tronu i bezczelnie nadal tytułował się królem Szwecji. 10 sierpnia 1628 porażka została zwodowana. Mieszkańcy stolicy zgromadzili

Komiks z Ikei

Najwyraźniej Ikea postanowiła ostatnimi czasy rozszerzyć obszary swojej działalności. Do zakupionego niedawno przeze mnie stołka dołączona była poniższa historyjka: (Dla rozwiania wszelkich wątpliwości można ją powiększyć klikając w obrazek.) Przyznam szczerze, że mam pewne problemy z interpretacją tego komiksu i w związku z tym trochę się boję korzystać z mojego nowego mebla, w obawie, żebym nie skończyła z głową w oknie (?), jak pan na ostatnim obrazku... Czytacze, pomóżcie!

Nadesłane przez Czytaczy

Jest mi niezwykle miło, że moje dygresje stają się inspiracją dla Czytaczy do wypatrywania oznak różnorakich klämriskowych tabliczek w dalszych i bliższych zakątkach świata, a nawet dzielenia się ze mną swoimi odkryciami. Oto klämriski wypatrzone przez Czytaczkę Monikę w Les Houches, w Alpach: Teraz natomiast nastąpi wiekopomna chwila, w której blog ten przekroczy granice Europy! Poniższą tabliczkę sfotografował Czytacz Qba, aka Mój Brader, w Delhi:

Megalomania

Oficjalne hasło promocyjne Sztokholmu: Myślę, że mieszkańcy Kopenhagi mieliby na jego temat kilka krytycznych uwag.

Agenci są wszędzie!

Polski sport narodowy, polegający na wyszukiwaniu i ujawnianiu dokumentów świadczących o czyjejś agenturalnej przeszłości i współpracy z wrogimi siłami za czasów zimnej wojny, staje się popularny również w krajach ościennych. W miniony weekend tabloid "Expressen" ujawnił, że jeden z najbardziej poczytnych i opiniotwórczych pisarzy i dziennikarzy Szwecji, Jan Guillou, współpracował z KGB. Sam zainteresowany tłumaczy się, że owszem, spotykał się z radzieckim agentem, ale nie przekazywał mu żadnych informacji, tylko jako młody i naiwny dziennikarz miał nadzieję sam od niego wyciągnąć coś, co by się nadawało na sensacyjny i nagradzany artykuł, a poza tym był w tamtych czasach maoistą, więc ze Związkiem Radzieckim było mu zupełnie nie po drodze. Guillou jest autorem między innymi książki "Zło" , na podstawie której nakręcono nominowany kilka lat temu do Oscara film , a także trylogii historycznej o templariuszu Arnie Magnussonie (proszę nie dać się zmylić tym, że ma

Kolorowo

Globen i jego domek przybrali już zimowe barwy.

Porażająca skuteczność zakazów

Znak wypatrzony na ścianie wąskiej i krętej klatki schodowej wiodącej na szczyt brugijskiej wieży.

Najpierw strzelaj, potem zwiedzaj

...to, według twórców filmu "In Bruges", właściwa kolejność czynności, jakie należy wykonać podczas bytności w mieście Brugia. Polscy dystrybutorzy filmu uznali tę radę za tak ważną, że z hasła promującego film podnieśli ją do rangi jego tytułu. Niestety, gdy z Moją Sista przyjechałyśmy do Brugii, nie dysponowałyśmy żadnym egzemplarzem broni palnej, dlatego też musiałyśmy ograniczyć się do zwiedzania. Ale chociaż w tej kwestii wypełniłyśmy prawie wszystkie punkty programu zalecane w filmie. A więc: popłynęłyśmy na wycieczkę statkiem po kanałach, weszłyśmy na dzwonnicę po krętych i wąskich schodkach , ...zwiedziłyśmy Bazylikę Świętej Krwi ...i wybrałyśmy się na kilka długich spacerów wąskimi uliczkami tego iście bajkowego miasteczka , dzięki czemu mogłyśmy w pełni docenić jego urok . Na koniec zaś zaszłyśmy do księgarni, aby zakupić idealną pamiątkę z tego belgijskiego miasta, mianowicie płytę DVD z filmem "In Bruges". (Muszę przyznać, że

Ręka opatrzności

Bruksela, Atomium

Czekoladowe szaleństwo

Obiecywałam, że opowiem o Belgii. Opowiem, ale głównie za pomocą obrazów. A skoro o Belgii, to nie mogę nie zacząć od tego, co ten kraj ma najlepszego: od czekolady! Sklepów z wystawami tak smakowitymi jak powyższa jest tam mnóstwo. A często prezentują też wyroby w formach bardziej, hmmm, oryginalnych: Osobiście najbardziej mnie kusił "szaszłyk" z truskawek w czekoladzie - do dziś żałuję, że nie spróbowałam! Oprócz tego są też jednak dostępne bardziej wyrafinowane formy podziwiania czekolady, na przykład muzeum jej poświęcone w Brugii. Można tam dowiedzieć się paru ciekawych faktów z historii konsumpcji tego przysmaku, na przykład, że nawet Kościół powinien mieć się przed nim na baczności (zdjęcie można powiększyć klikając w nie): ...a także popodziwiać dzieła sztuki wykonane w czekoladzie. Na koniec mieliśmy też okazję zobaczyć pokaz wyrabiania pralinek zakończony, a jakże, degustacją. A swoją drogą ciekawe, ile zajęłoby mi zdegustowanie takiej oto kostki czekolady:

Scale mobili

W przeciwieństwie do Anglików i w stopniu jeszcze większym niż Szwedzi , Włosi używający schodów ruchomych wyposażeni zostali w cały zestaw wskazówek, zaleceń, ostrzeżeń, nakazów i zakazów: Najwyraźniej też Ministerstwo Głupich Kroków stwierdziło, że florencka hala targowa jest miejscem nie gorszym od sztokholmskiego szpitala i również tam postanowiło zaznaczyć swoją obecność: