Przejdź do głównej zawartości

Posty

Wyświetlanie postów z czerwiec, 2009

Horrendalny horror hanowerski 2

Właściwie to już nie Hanower, a Bielefeld, ale szkoda mi było porzucać taką piękną aliterację (prawie jak z Lemony'ego Snicketa). Przy okazji, kilka innych ciekawych tabliczek: Nie ma ucieczki! (Za to jest równouprawnienie.)

Farsta, pierwsza w nocy

Małe post scriptum do posta z zeszłego tygodnia.

Byłam i widziałam, część 2

Oprócz wymienionych w poprzednim wpisie atrakcji, Bielefeld ma także uniwersytet. Wyobraźcie sobie, drodzy Czytacze, socrealistyczny budynek. Ale nie w wersji paradnej, jak na przykład Pałac Kultury i Nauki, ale w wersji użytkowej, jak, dajmy na to, Wydział Filologiczno-Historyczny Uniwersytetu Gdańskiego. Tylko że (o dziwo) dużo bardziej zapuszczony i z pięć razy większy. Ogromny. Gmach uniwersytetu bielefeldzkiego jest tak duży, że nie zdziwiłabym się, gdyby widać go było z kosmosu: ...co by zresztą było z pewnością wielkim udogodnieniem dla jego domniemanych gospodarzy. Na widok budynku uniwersytetu bowiem teoria spiskowa, szczególnie jej część mówiąca o tym, że gmach ten służy jako przykrywka dla statku kosmicznego Obcych, nagle przestaje brzmieć tak niedorzecznie: Budynki uniwersyteckie ciągną się i ciągną, aż po horyzont: Wnętrze zaś tego gmachu sprawia wrażenie scenografii do jakiegoś dystopicznego filmu sf. Strach po nim chodzić samemu, szczególnie pod wieczór...

Byłam i widziałam

...jak śpiewał onegdaj Grzegorz Turnau . Nie w Nowym Jorku jednakże byłam, niestety, i nie Nowy Jork widziałam, ale Bielefeld. I stwierdzić mogę, że miasto to istnieje. Oczywiście, w myśl bielefeldzkiej teorii spiskowej , to samo twierdziłby każdy, kto zostałby przez NICH poddany praniu mózgu w celu dalszego ukrywania spisku, stajemy tu więc wobec nierozwiązywalnego problemu godnego "Paragrafu 22"... W każdym razie, jeżeli mogę wierzyć pamięci własnej oraz tej w moim aparacie, Bielefeld jest niezbyt dużym i niezbyt ciekawym miasteczkiem w landzie Nadrenia-Północna Westfalia. Na skutek bombardowań w czasie drugiej wojny światowej z zabytków Bielefeldu pozostało niewiele - ograniczają się do dwóch kościołów, kilku kamienic: ratusza: oraz zamku Sparrenburg: I tylko czasem błąkający się po mieście przyjezdny napotka na coś, co da mu do myślenia i skłoni do refleksji, że coś tu jest nie tak... ...a działalność ICH pozostawiła swoje piętno nawet na lokalnej faunie: Cdn.

Horrendalny horror hanowerski

W oczekiwaniu na to, aż pozbieram się po bliskim spotkaniu trzeciego stopnia z Bielefeldem i jego uniwersytetem, zamieszczam mrożące krew w żyłach ostrzeżenie, co może się stać z osobami, które odważą się skorzystać z wind na hanowerskim lotnisku. Klämrisk przy tym to pikuś!

Leszczynki, trzecia nad ranem

...takie właśnie były okoliczności powstania zdjęcia znajdującego się w nagłówku tego bloga (co niektórzy Czytacze powinni zresztą wiedzieć, bo byli świadkami. Działo się to, o ile mnie pamięć nie zwodzi, zeszłego lata, po skończonym seansie już drugiego tamtej nocy bollywoodzkiego filmu...). Muszę przyznać, że uwielbiam tę część roku, kiedy przez całą noc nigdy nie robi się tak naprawdę ciemno. Kiedy zawsze nad horyzontem widać bladoróżową łunę i wiadomo, że słońce czai się tuż pod nim. Jest w tym widoku jakieś szczególne, pełne ekscytującego wyczekiwania, piękno. Skojarzyło mi się, bo zbliża się letnie przesilenie, najkrótsza noc w roku. A tu, kilkaset kilometrów dalej na północ, o tej porze roku nie ma wcale bladoróżowej łuny - jest po prostu jasno przez całą dobę. Nie jest to jeszcze dzień polarny, bo słońce mimo wszystko zachodzi na parę godzin - ale to zjawisko też mam w planach kiedyś zobaczyć (choć nie tego lata, niestety. Stwierdziłam, że jedna wyprawa za Koło Podbiegunowe na

Klämrisk 2

Wielkogabarytowy.

Meet Bernard Black

Dziś będzie dygresja serialowa. Bo mimo wszystko czasem lubię zrobić sobie przerwę w naśmiewaniu się ze szwedzkich klämriskowych lęków i, na przykład, obejrzeć jakiś film albo serial. Dobrze jest, gdy jest to film lub serial brytyjski. Jeszcze lepiej, jeśli jest to, dajmy na to, inteligentna, absurdalna komedia. Tak właśnie (a także dzięki Facebookowi. Mówcie co chcecie, ale nie jest to całkiem bezużyteczne narzędzie) trafiłam na serial "Black Books" (w Polsce leciał on podobno kiedyś bodajże na HBO pod tytułem "Księgarnia Black Books"). Trafiłam, obejrzałam, a obecnie, z braku kolejnych odcinków, oglądam drugi raz. Serial opowiada o pewnej małej londyńskiej księgarni, prowadzonej przez ekscentrycznego, cynicznego, ironicznego i aspołecznego (słowem, typ bohatera, którego Tygrysy lubią najbardziej) Irlandczyka nazwiskiem Bernard Black. Jego ulubionymi czynnościami w życiu są: czytanie, palenie i picie , obrażanie klientów , znęcanie się nad podwładnym , wytwar

Zachód słońca na Starym Mieście

...maluje długie cienie na ścianach. A także wykrzywia elementy architektoniczne i zaburza perspektywę;)

Piraci

Największym wygranym wyborów do Parlamentu Europejskiego w Szwecji dzisiejsze gazety zgodnie okrzyknęły Partię Piratów, której głównym postulatem jest zalegalizowanie udostępniania plików w internecie (przewodniczący partii, Christian Engström, mówił dzisiaj wprawdzie w dzienniku Svenska Dagbladet , że nie są partią jednego postulatu, ale nie sprecyzował, jakie postulaty mają poza tym). Partia Piratów zdobyła 7,1% głosów, co daje jej jeden mandat w Parlamencie. Poza tym gazety ubolewają nad niską frekwencją w głosowaniu: wyniosła ona... 43,8%. (Hasła na plakatach głoszą: "Budujemy społeczeństwo informacyjne" i "Lubimy internet.")

Żółto-niebiesko

6 czerwca to w Szwecji święto narodowe: obchodzone od 1983 roku; wcześniej, od 1893, jako Dzień Flagi. Dzień ten wybrano na pamiątkę koronacji Gustawa Wazy w 1523 i przyjęcia ustawy o prawach obywatelskich w 1809. Nie jest to może tak dramatyczne, jak dnie niepodległości, zburzenia Bastylii czy konstytucje, ale z braku innych opcji musiało się nadać. Sztokholm świętuje dzisiaj przybierając żółte i niebieskie barwy. Sprzed zamku królewskiego wypuszczono w niebo chmurę żółtych i niebieskich balonów: Była uroczysta zmiana wart z bardzo ciekawą choreografią: ...parada: ...ludowe tańce i muzyka: A także śpiewanie hymnu narodowego. Jakby ktoś był ciekaw, hymn Szwecji brzmi tak . Tekst i tłumaczenie można, oczywiście, znaleźć na Wikipedii ;) (interesujące jest porównanie go do tekstu "Mazurka Dąbrowskiego"). I nawet obecność dywersantów z wrogiej Danii nie zdołała popsuć święta!

Pięć dni bez siłowni

W czasie gdy nadal próbujemy wspólnymi siłami rozszyfrować skojarzenia twórców reklamy z poprzedniego posta, pójdę za moim osobistym skojarzeniem i napiszę parę słów na temat szwedzkiego stosunku do aktywności fizycznej. Otóż jest ów stosunek niemalże religijny. Każdy szanujący się Szwed chodzi regularnie na siłownię i basen, a także uprawia sporty we własnym zakresie. Nie ma co się dziwić nazwie Nordic walking - tylko tu na Północy można było wpaść na to, że nawet zwykłe chodzenie powinno być sportem. Szef Mojej Sista wyjechał właśnie na urlop na Rodos. Na szczęście jego żona jest instruktorką pilatesu, więc będzie mogła zorganizować całej rodzinie aktywne wczasy tak, aby czas spędzony w Grecji nie był czasem straconym. Każde sztokholmskie osiedle ma własne filie największych sieci siłowni - SATS i Friskis och Svettis - a często także jakieś mniejsze, lokalne. Oprócz nich zaś sklepy sieci Stadium, bo przecież nie uchodzi, żeby na jogging wychodzić w jakichś wytartych dresach, trzeba w

Skojarzenia

Linia lotnicza Norwegian reklamuje szwedzkim odbiorcom promocyjne ceny biletów do różnych miast Europy za pomocą sympatycznych obrazków. Zaintrygowało mnie, jak zilustrowano Warszawę: (Prawdę mówiąc chciałam zamieścić zdjęcie plakatu, zobaczywszy który po raz pierwszy miałam okazję zostać zaintrygowana. Niestety, zanim zdążyłam zrobić owo zdjęcie, został zastąpiony przez plakat wyborczy nawołujący do głosowania za otwartą i tolerancyjną Unią Europejską. Musiałam więc zadowolić się podkradzeniem obrazka ze strony Norwegiana.)