Przejdź do głównej zawartości

Pięć dni bez siłowni

W czasie gdy nadal próbujemy wspólnymi siłami rozszyfrować skojarzenia twórców reklamy z poprzedniego posta, pójdę za moim osobistym skojarzeniem i napiszę parę słów na temat szwedzkiego stosunku do aktywności fizycznej.

Otóż jest ów stosunek niemalże religijny. Każdy szanujący się Szwed chodzi regularnie na siłownię i basen, a także uprawia sporty we własnym zakresie. Nie ma co się dziwić nazwie Nordic walking - tylko tu na Północy można było wpaść na to, że nawet zwykłe chodzenie powinno być sportem. Szef Mojej Sista wyjechał właśnie na urlop na Rodos. Na szczęście jego żona jest instruktorką pilatesu, więc będzie mogła zorganizować całej rodzinie aktywne wczasy tak, aby czas spędzony w Grecji nie był czasem straconym.

Każde sztokholmskie osiedle ma własne filie największych sieci siłowni - SATS i Friskis och Svettis - a często także jakieś mniejsze, lokalne. Oprócz nich zaś sklepy sieci Stadium, bo przecież nie uchodzi, żeby na jogging wychodzić w jakichś wytartych dresach, trzeba wyposażyć się w profesjonalne legginsy! U Mojej Sista w akademiku mieszka pewna anorektyczka, żywiąca się wyłącznie razowym chlebem i listkami sałaty, której największym zmartwieniem, gdy się przeziębiła, było to, że na całe pięć dni uniemożliwiło jej to chodzenie na siłownię.

W świetle tego wszystkiego może tę warszawską panią z hantlami na plakacie należy rozumieć jako skojarzenie jak najbardziej pozytywne...?

Komentarze