Przejdź do głównej zawartości

Posty

Wyświetlanie postów z wrzesień, 2012

Czego dowiedziałam się na Islandii

1. Przejeżdżając przez bród, należy zwolnić, bo jak się przejeżdża za szybko, można zalać miskę olejową. Przejeżdżanie przez brody to nieodłączny element podróżowania po islandzkim interiorze, bo - jak wspominałam poprzednio - chyba każda tamtejsza droga raz po raz przebiega sobie w najlepsze w poprzek rzeki. 2. Dlatego też jedynym odpowiednim pojazdem do zwiedzania islandzkiego interioru - oprócz rejsowego autobusu o wysokim podwoziu - jest samochód terenowy z napędem na cztery koła. Pewnego razu zaobserwowałyśmy z Moją Sista taki samochód w centrum Reykjavíku, jak przestawiał brzozę. Brzoza chyba bardziej na tym ucierpiała. Oczywiście, wziąć należy pod uwagę wielkość islandzkich brzóz: 3. Islandzkie wypożyczalnie samochodów nie obawiają się zbytnio, że ich samochody mogłyby zostać skradzione. Jak powiedziała pani z wypożyczalni: „Złodzieje i tak daleko nie zajadą!”. 4. Przejeżdżając przez islandzki interior konno, należy wziąć dwa zapasowe konie i regularnie z

Islandzkie zakazy

Tam, gdzie nie wystarczają ostrzeżenia, trzeba posunąć się do zakazów. Na Islandii głównie zakazują chodzenia po różnych miejscach (to zapewne dlatego tak duża część kraju jest niezamieszkana!). A czego poza tym?     Najwięcej miejsca poświęca się natomiast kwestii jeżdżenia po górach. Islandzkie górskie trasy, trudnodostępne i poprzecinane rzekami oraz strumieniami, to nie przelewki!

Islandzkie ostrzeżenia

Nie byłabym sobą gdybym nie wykorzystała pobytu na Islandii między innymi do tego, żeby sprawdzić, jak bardzo Islandczycy wpisują się w nordycki model strachu przed groźnym światem - innymi słowy, poszukiwania klämrisków . Czy naród żyjący u wrót do piekieł mogą przerażać drzwi do windy...? Niestety, budownictwo na Islandii jest raczej niskie i w czasie całego mojego pobytu na wyspie nie zdarzyło mi się ani razu jechać windą, nie mówiąc już o windzie bez wewnętrznych drzwi. Nie znaczy to jednak, że na Islandii nie ostrzegają przed żadnymi niebezpieczeństwami. Mianowicie ostrzegają przed: - wiatrem wyrywającym drzwi: - niestabilnymi klifami: - pyłem wulkanicznym osiadającym na sanitariatach:   - rzekami i strumieniami przepływającymi w poprzek dróg: - silnymi prądami i zapadającym się morzem:   - nieoczekiwanymi falami i niebezpiecznymi strumieniami: - gorącą parą wydobywającą się z głębi ziemi:  - lawinami: - oraz... turystami?

W Krainie Lodu, część 2

Pod wieloma względami islandzki interior i Reykjavík to dwa zupełnie różne światy, aż dziwne, że znajdują się w tym samym kraju.  Reykjavík to mimo wszystko miasto - mimo wszystko, bo małe i cały czas trzeba sobie przypominać, że to stolica, bo wygląda raczej jak małe miasteczko w rodzaju Linköping (skojarzenie skandynawskie, bo mimo że to tak daleko, skandynawskie wpływy w architekturze, wzornictwie i planowaniu miejskim są bardzo wyraźne). Tylko wszechobecność ludzi mówiących w językach innych niż islandzki wskazuje, że to jednak „duże” - bo wszystko jest względne - miasto (Reykjavík to jedno z tych miejsc, w których wielu mieszkańców nie mówi w miejscowym języku, bo przywędrowało skądinąd i angielski im wystarcza). Pełne jest hipsterskich lokali i mniej lub bardziej alternatywnych imprez kulturalnych. Poza stolicą zaczyna się dzicz i pustkowie, nawet jeżeli przez pewien czas jeszcze z dość widocznymi znakami cywilizacji w postaci dróg, instalacji elektrycznych, domów

W Krainie Lodu

W zeszłym miesiącu wybrałam się na Islandię. Było to moim marzeniem już od tak dawna, że prawie nie chciałam, żeby się spełniło - bo po spełnionym marzeniu pozostaje zawsze pewna pustka. I sama nie wiem, dlaczego tyle czasu zajęło, zanim zebrałam się w sobie, żeby coś o pobycie na wyspie napisać. Natłok wrażeń, natłok refleksji, natłok zdjęć, które stamtąd przywiozłam (ponad osiemset), czy wreszcie natłok rzeczy do zrobienia zaraz po przyjeździe…?  To dziwny, dziwny kraj. Wypluty z dna oceanu kawałek lawy - wciąż wypluwany w zasadzie, w miarę oddalania się od siebie z prędkością 2 cm na rok płyt kontynentalnych - na którym ludzie wiodą życie niczym na beczce prochu, na krawędzi krateru, na wielkiej szparze w ziemi, w izolacji właściwie od wszystkiego. Którego ogromna większość jest nie tylko niezamieszkana, ale też prawie że nietknięta przez ludzką cywilizację i w ogóle niedostępna przez większą część roku. Nie sądziłam, że w XXI-wiecznej Europie są jeszcze takie kraje.