Przejdź do głównej zawartości

Wyczucie czasu

W miarę jak powoli, acz nieuchronnie zbliżam się do zakończenia mojej przygody z doktoratem, coraz częściej znajduję w skrzynce spamowej mejle zachęcające do zakupienia dyplomu naukowego. Oferta jest szeroka, od licencjackiego do doktorskiego, zwykle z dopiskiem: "Bo na to zasługujesz!" I nie mogę nie zastanawiać się: dlaczego akurat teraz? Czyżby to była jakaś sugestia...?

Komentarze

ewa pisze…
heh, podaż wyprzedza popyt? czy jakoś tak...
martencja pisze…
No ale to też trochę bez sensu, że tak długo z tym zwlekali. Teraz, gdy już większość pracy wykonałam? Gdyby to było trzy lata temu, kiedy dopiero zaczynałam, oszczędziłabym sobie tak dużo pracy, stresu i ogólnego zawracania głowy!

Z drugiej strony, może czekali, aż będę już miała tej pracy serdecznie dość i w związku z tym będzie mnie łatwiej skusić, wtedy rozumiem tę taktykę!

A poza tym pochwalę się, że mój first draft został właśnie oficjalnie przyjęty! A zatem przede mną już ostatni etap drogi.

M.
Kolleander pisze…
Może dopiero niedawno skończyli pisać?...

Więc gratuluję i życzę powodzenia, skoro to już final count down!:)
martencja pisze…
Myślisz, że oni mają tylko jedną pracę, którą teraz będą sprzedawać różnym ludziom? Niezależnie od ich (tych ludzi) dziedziny nauki:)?

Ale z tego, co zrozumiałam, te mejle proponują jedynie sprzedaż dyplomów/tytułów, a nie samych prac. Choć kiedyś czytałam reportaż, bodajże w "Dużym Formacie", o ludziach piszących prace na zamówienie - głównie była tam mowa o magisterkach, ale trochę też o doktoratach. Podobno taki doktorat kosztował wtedy (a było to już dobrych parę lat temu) 10 tysięcy zł. Jak na mój gust to nie jest jakaś specjalnie wygórowana cena jak za taką usługę, choć ktoś w tym artykule nawet wziął na to kredyt, mimo że ten doktorat mu zupełnie do niczego nie był potrzebny, chciał tylko zwiększyć swój prestiż.

I dziękuję. Kto wie, czy ten ostatni etap nie okaże się najtrudniejszy, bo już nie można niczego odkładać na potem;] A a propos "final countdown", jak zaczynałam pisać ostatni rozdział, to plik nazwałam właśnie tak:) Choć jak wysyłałam go promotorowi, stwierdziłam, że chyba jednak lepiej to zmienić:)

M.
Kolleander pisze…
:D No tak, może najpierw szpiegują, jaki temat wybrała potencjalna ofiara/klient, i wtedy zaczynają pisać. I dlatego tak późno;)

A jeśli Twój promotor jest fanem Queen? Wtedy taki tytuł zrobiłby na nim bardzo dobre wrażenie;}
martencja pisze…
A to czasem nie był zespół Europe, nie Queen? I nie, mój promotor nie wygląda mi na fana żadnego z tych zespołów. A zresztą, niezależnie od nazwy pliku i tak nie raczył skomentować.

LOL, rozbawiła mnie ta wizja!:)) To biedaki muszą się strasznie spieszyć z tą pracą, bo jakby się, nie daj Boże, okazało, że szpiegowany doktorant skończy swoją pracę wcześniej, to cały plan bierze w łeb!

M.
Kolleander pisze…
Ano! Pewnie mi się pomyliło, bo to i jeszcze "We are the champions" mi się zawsze wydawały trochę do siebie podobne w swoim patosie.

A to nie należy do jego obowiązków - skomentować? Tzn. ja się tam nie znam, dopiero nad mgr zaczynam pracować:)

No ale za to są mądrzejsi, i, jeśli podejmą odpowiednie kroki, bogatsi o stopień naukowy!;)
martencja pisze…
No przecież nie mogą obronić doktoratu na taki sam temat, na jaki już ktoś inny się obronił! Tak więc mądrzejsi będą co najwyżej o naukę, że lepiej samemu sobie wymyślić projekt;)

Teoretycznie należy, a praktycznie - ogranicza się do tych razów, w których to jest wyraźnie i jednoznacznie napisane w regulaminie studiów:/

M.