Sztokholmskie multipleksy postanowiły najwyraźniej spróbować bardziej ludzkiego, osobistego podejścia do widza. Wczoraj przed seansem na salę weszła pracowniczka kina, przywitała nas, przypomniała o wyłączeniu telefonów, poinformowała o lokalizacji toalet i wyjść ewakuacyjnych oraz pożyczyła miłego seansu. Muszę przyznać, że nie jestem przyzwyczajona do takiego traktowania!
A w ogóle skoro już jestem w temacie, dla równowagi też trochę ponarzekam. Bo kwestia sztokholmskich kin jest dla mnie już od dawna bardzo bolesna. Po pierwsze, kin jest mało, po drugie, prawie wszystkie należą do tego samego właściciela (istniejącego od 1919 roku Svensk Filmindustri, który jest też producentem wielu skandynawskich filmów i dystrybutorem na rynki skandynawskie filmów zagranicznych), po trzecie, wybór filmów, jak na stolicę dużego europejskiego państwa, jest mały, po czwarte i najważniejsze: bilety są strasznie drogie. Oczywiście wszystkie te fakty są ze sobą ściśle połączone i udowadniają tezę, że monopol nie jest rzeczą dobrą (a Szwedzi niestety kochają monopole. Ale o tym przy innej okazji). Poza tym, mam nieśmiałe podejrzenie, że łączy się to także z faktem piątym, mianowicie bardzo szybkimi łączami internetowymi, które pozwalają, ekhem, zdobyć przeciętny dość popularny film w około 10-15 minut, bardziej niszowy - do godziny. Oczywiście to ostatnie wiem tylko z relacji innych!
A w ogóle skoro już jestem w temacie, dla równowagi też trochę ponarzekam. Bo kwestia sztokholmskich kin jest dla mnie już od dawna bardzo bolesna. Po pierwsze, kin jest mało, po drugie, prawie wszystkie należą do tego samego właściciela (istniejącego od 1919 roku Svensk Filmindustri, który jest też producentem wielu skandynawskich filmów i dystrybutorem na rynki skandynawskie filmów zagranicznych), po trzecie, wybór filmów, jak na stolicę dużego europejskiego państwa, jest mały, po czwarte i najważniejsze: bilety są strasznie drogie. Oczywiście wszystkie te fakty są ze sobą ściśle połączone i udowadniają tezę, że monopol nie jest rzeczą dobrą (a Szwedzi niestety kochają monopole. Ale o tym przy innej okazji). Poza tym, mam nieśmiałe podejrzenie, że łączy się to także z faktem piątym, mianowicie bardzo szybkimi łączami internetowymi, które pozwalają, ekhem, zdobyć przeciętny dość popularny film w około 10-15 minut, bardziej niszowy - do godziny. Oczywiście to ostatnie wiem tylko z relacji innych!
Komentarze
A jak tam reakcja Szwedów na zamknięcie Zatoki piratów? Przestraszyli się??
http://asiak24.wrzuta.pl/film/9RRiFvyBceD/myslovitz_-_scenariusz_dla_moich_sasiadow
A jak bardzo dużo się płaci za seans? Można to jakoś przeliczyć na złotówki, bo jestem ciekawa jak to się ma do polskich biletów?
Jakie zamknięcie Zatoki Piratów?? Byłeś tam ostatnio? Działa w najlepsze! Oczywiście, wiem to tylko z relacji innych:P
@Olle: Owszem, akurat Miyazakiego tu puszczają. Czy pocieszy Cię, jeżeli Ci powiem, że "Ponyo" było słabsze od reszty jego filmów, które widziałam? Mi przynajmniej się mniej podobało.
Ceny biletów zależą od filmu. Np., z moich ostatnich wizyt w kinie: na "Sherlocka Holmesa" kosztują 115 kr (ok. 46 zł), na "Up in the air" 95 kr (ok. 38 zł). Bardzo rzadko udaje się dorwać ulgi studenckie (60 kr - ok. 24 zł), bo Mecenat (organizacja, która wydaje legitymacje studenckie, kosztujące 290 kr (ok. 115 zł) za semestr, przynajmniej na mojej uczelni) dogaduje się z Svensk Filmindustri co do kilku filmów tygodniowo (7 tytułów w tym tygodniu), na które w tym tygodniu będą dostępne ulgowe bilety.
M.
O rety! To rzeczywiście potwornie drogo. Ponad dwa razy więcej niż moim miejscowym Multikinie.
A widziałaś już "Księżniczkę i żabę", bo nie pamiętam czy Cię pytałam? Ja już sobie na to poszłam z tydzień temu:)
M.
M.
Krecik, super!! Tam są świetne bekgrandy! Krecika graja w Szwecji?? Myślałam że to gwiazda popularna raczej w słowiańskich państwach (choć właściwie... biorąc pod uwagę szczególną pozycję, jaka zajmuje w Szwecji środowisko naturalne;).
P.s. Co do "jak uda mi się wystartować w takiej pogodzie" -> Aż dziw, że Bałtyckie nie zamarzło w tym roku. Gdzieś kiedyś słyszałam, pewnie to bajka, że dawno temu stawiano nawet gospody na lodzie między Szwecją a Polską. No do teraz nie mogę w to uwierzyć;) Wtedy można by uruchomić tymczasowe linie autobusowe!
Co do Krecika, to zobaczymy po dacie premiery, ale to nie ma być raczej film pełnometrażowy, bo czas trwania jest podany na pół godziny. Przypuszczam, że będą to dawać rankami, dla rodziców z dziećmi i wycieczek z przedszkoli (tak jak to było z Muminkami).
M.
Chyba nawet nie ma Krtka pełnometrażowego:) Ale gdyby był, to bym chętnie zobaczyła. Dziś pewnie by go niestety zrobili w trójwymiarze;)
PS I jak "Sherlock Holmes" - bo nie wiem czy iść?:)
Oczywiście, różne są gusta i rozumiem, że mogło Ci się, fielorybie, nie podobać, ale osobiście mam coraz większą i większą ochotę zobaczyć ten film ponownie, hmmm... Choć może nie w szwedzkim kinie.
M.
To nie zawsze jest wyznacznik wartości filmu, czy jest zgodny z książką... A Sherlocka nigdy nie czytałam. To straszne, aj noł.
Widzę, że Marta doleciała:)
PS Fajnie Marta, że doleciałaś;)
Teraz o S.H. Widziałem wiele ekranizacji, Lepszych i gorszych. Żadna nie dorównywała mojemu wyobrażeniu wyniesionemu z czytania opowiadań.
Poza tym S.H. ładny? Na litość - on ma łapać bandytów, złodziei ... i być w tym skuteczny a nie być ładny...
No, ale życzę wam wielu miłych wrażeń...
PS I dzięki za odpowiedzi Fielorybie i Martencjo:)
@"Zauważyłem, że to jeden z najczęściej komentowanych wpisów. Martencjo, jak chcesz być popularna to wiesz o czym pisać... :-)"
Czyli wniosek z tego, że powinnam była założyć blog filmowy zamiast dygresyjno-klämriskowego...?
@"Poza tym S.H. ładny? Na litość - on ma łapać bandytów, złodziei ... i być w tym skuteczny a nie być ładny..."
Ale my, widzowie-kobiety, też mamy swoje prawa! Dlaczego tylko mężczyźni mają się zachwycać urodą aktorek...?;) A może my, Magdo, po prostu się za dużo bollywoodów naoglądałyśmy;)? A tak poważnie: nie zgodzę się - to kino, sztuka wizualna, estetyczna satysfakcja jest tu bardzo ważna. Na dodatek kino rozrywkowe, nie jakieś refleksyjno-filozoficzne, a więc to dotyczy też, a jakże, wyglądu bohaterów. No i czy Conan Doyle napisał kiedyś, że Holmes i Watson nie byli przystojni:P? Cóż to przeszkadza? Zresztą, żeby nie było, że mój odbiór filmów jest aż tak płytki (chociaż nie boję się tego oskarżenia - wszak już co najmniej od czasów początków kariery filmowej Bena Barnesa wiadomo, że jest:P), dodam, że tu nie tylko wygląd bohaterów był (dla mnie) estetycznie satysfakcjonujący, ale ogółem scenografia w tych metalicznych kolorach i zdjęcia ostre jak brzytwa. I cóż z tego, że to wszystko wygenerowane w komputerze? A co mnie to obchodzi, jak to zostało zrobione, efekt jest ważny. Ale oczywiście, nie każdemu musi się to podobać. Mi się podoba (choć jak w pewnym momencie bohaterowie ganiają się po podziemiach parlamentu, by chwilę potem wybiec na Tower Bridge, to przyznam, że jest to dość konfundujące;]). Wszystko to okraszone dowcipnymi dialogiami między parą głównych bohaterów i niezłą hansową muzyką to zupełnie wystarczy, żeby mnie zadowolić jako widza. Oczywiście, jeżeli zakładam, że jest to film, który ma dostarczać rozrywki, a nie, na przykład, skłaniać do refleksji nad światem i naturą ludzką. Ale tego chyba nikt rozsądny po "Sherlocku Holmesie" nie oczekuje. Za największy minus tego filmu uznaję to, że zamiast dać Holmesowi do rozwiązania "zwykłą" zagadkę kryminalną, scenarzyści kazali mu udaremniać jakiś wielki ogólnokrajowy, czy wręcz światowy, spisek. Trochę tu przesadzili, moim skromnym zdaniem.
No i zdaję sobie sprawę, że pewnie na moją opinię wpływa to, że zupełnie nie mam emocjonalnego stosunku do opowiadań od Holmesie, czytałam je dawno i bynajmniej mnie nie zachwyciły ani nie zapadły w pamięć, więc nie oczekiwałam po tym filmie, że będzie wierną adaptacją i oddawał ducha oryginału. Zresztą, po pierwsze, jak już napisałam, znam osoby, które oryginał znają i cenią, a mimo to film im się podobał - tak więc wnioskuję, że jest to chyba dość subiektywne - a po drugie, jak napisała Olle, w ostatnich latach było tyle ekranizacji masakrujących książki, do których jestem dużo bardziej przywiązana, że już dawno się znieczuliłam;]
I jeszcze na dowód tego, jak mocne wrażenie pozostawia ten film na widzach, zdjęcie kawałka ściany toalety w sztokholmskim kinie Sergel:)
W każdym razie, Magdo, życzę miłego seansu i mam nadzieję, że podzielisz się wrażeniami:)!
M.
M.
A z tymi innymi terytoriami Polski to ostrożnie. Przynajmniej ja, przez swoje częste wizyty na Ukrainie, zacząłem się pilnowac. Te terytoria owszem zajmowała Rzeczpospolita, ale czy konkretnie Polska to już bym nie przesądzał.
Hmm, taki znak, na Alandach czy gdziekolwiek indziej, to by dopiero było kuriozum...!
M.
Chciałam jedynie wyrazić zachwyt nad pomysłem znaku "środek Bałtyku" - wspaniała, pythonowska wizja!
Byłaś już może na "Księżniczce i żabie"?? Zrób oddzielny wpis, pliiiiiiiiz!
No cóż, jeżeli chodzi o Holmesa, to już się wypowiedziałam: polecam. A co do napisu w toalecie, być może przypominasz sobie naszą dyskusję na temat bohaterów "Naszego wspólnego przyjaciela";)? Choć tu dali na wszelki wypadek Holmesowi i Watsonowi partnerki:)
Byłam na "Księżniczce i Żabie", ale jakoś nie widzę tego filmu jako tematu na pełny wpis... Ogółem zgadzam się z Tobą, że Disney już lepsze rzeczy robił. A główną zaletą filmu było to, że to takie odświeżające, wreszcie zobaczyć film animowany tradycyjną techniką! A moją ulubioną postacią w filmie był cień doktora Facilier;) I jeszcze miałam cały czas wrażenie, że lepiej by mi się ten film podobał bez dubbingu, w oryginalnej wersji... A pod koniec zaczęłam się podejrzewać o omamy wzrokowe, bo wyoczyłam, że gdy w jednej z ostatnich scen bohaterowie kupują w końcu wymarzony budynek, nad wejściem do biura wisi napis... po szwedzku! "Fastighetsförmedling", czyli pośrednictwo nieruchomości.
M.
Hehe, w "Our mutual friend" też dali partnerki dla niepoznaki;)
Nom, cień rządzi!;) Podobało mi się też, jak zanimowano przyjaciółkę głównej bohaterki (a nawiasem, w tym filmie nie wspięto się na szczyt animacji, delikatnie mówiąc... raziło mnie to trochę). Podobała mi się końcowa scena ("Nie wiedziałam, że książę ma młodszego brata! Ile masz lat?" "Sześć." "E, tyle czekałam...";D).
W ogóle mi się zdaje, że to potworna łopatologia. Dali dwie bohaterki, z których jedna wzięła los w swoje ręce, a ta druga to miała być jej antytezą (że niby czeka, aż los jej coś ześle). Łopatologia pełną gębą. Na szczęście nie uczynili z tej przyjaciółki postaci negatywnej, choć z drugiej strony takie łamanie konwencji weszło już paradoksalnie w nawyk w holiwódzie. Już od "Shreka 2" mnie to nudzi i mam wrażenie że wciąż oglądam to samo. Może po prostu nie tam łamią tam, gdzie powinni?... Ech, niech w tej Ameryce zrobią wreszcie coś na miarę "Pięknej i bestii", "Aladyna" albo "Anastazji"...
Ja się przez cały film spodziewałam, że przyjaciółka okaże się wredną jędzą i byłam miło zaskoczona, że jednak nie. Swoją drogą dubbing tej postaci chyba najbardziej mi się podobał, ale to pewnie dlatego, bo łatwiej jest grać tak karykaturalnie niż na poważnie. I chyba nie "czeka, co jej los ześle", tylko co jej tatuś kupi/załatwi:)!
I niezły w sumie mieli pomysł, jak wybrnąć z problemu odczarowania bohaterów, z braku w okolicy księżniczek: po tym, jak bohaterka wyszła za księcia, stała się księżniczką. Sprytne:)!
Mimo wszystko mam nadzieję, że ten film zarobi, ile trzeba, żeby Disney i reszta nie zarzucili robienia tradycyjnie animowanych filmów już na zawsze.
A tak w ogóle to gdzie się podział mejl na temat animacji z listy dyskusyjnej...? Bo to zdaje się temat bardziej tam pasujący;]
M.
A z tym sprytnym rozwiązaniem - owszem, bardzo sprytne!;)
I co do przyjaciółki - może to dziwne, ale ja już od początkowej sceny czytania baśni się zaczęłam domyślać, że ona jednak nie będzie żadną jędzą:) Tzn.: o, to będzie coś nowego! Przełamanie konwencji!;)
A bo tam już nie wiem, co gdzie i jak. Podchodziłam do tego tematu kilka razy i za każdym razem łapałam się za głowę. Nam to by się raczej przydało oddzielne forum, takie dwuosobowe;D Przepraszam, że Cię zmuszam do rozmów nie na temat w Twoim blogowym przybytku:/
M.