Pora dziś na kolejną z serii dygresji edukacyjno-socjologicznych, dla tych z Czytaczy, których interesują zawiłości szwedzkiego charakteru narodowego. Być może rozpoznajecie powyższy obrazek, bo już kiedyś pojawił się w moich dygresjach. Znalazłam go w ulotce Stowarzyszenia Republikańskiego, nawołującego do obalenia monarchii. I przyznam, że jego widok wywołał u mnie złośliwy wewnętrzny rechocik, bo według mnie wskazuje on - świadomie bądź nieświadomie - na dodatkową motywację dla postulatów stowarzyszenia, niewymienioną w ulotce, ale kto wie, czy nie ważniejszą od tych wymienionych, bo zakorzenioną w skandynawskim charakterze.
Norwesko-duński pisarz Aksel Sandemose w powieści z 1933 roku "Uciekinier w labiryncie" nazwał to "prawem Jante". Jante to w jego powieści fikcyjne duńskie miasteczko, w którym obowiązują następujące zasady:
1. Nie sądź, że jesteś kimś.
2. Nie sądź, że nam dorównujesz.
3. Nie sądź, że jesteś mądrzejszy od nas.
4. Nie sądź, że jesteś lepszy od nas.
5. Nie sądź, że wiesz więcej, niż my.
6. Nie sądź, że jesteś czymś więcej, niż my.
7. Nie sądź, że coś potrafisz.
8. Nie masz prawa śmiać się z nas.
9. Nie sądź, że komukolwiek będzie na tobie zależało.
10. Nie sądź, że możesz nas czegoś nauczyć.
Innymi słowem: nie wychylaj się i nie myśl, że jesteś w jakikolwiek sposób lepszy od innych. Ostrze satyry Sandemose skierowane było przeciw skandynawskiemu społeczeństwu, szczególnie w wersji małomiasteczkowej, z jego jednakowością, obsesją na punkcie równości, brakiem ambicji i ogólną średniością.
Przyjrzyjmy się bliżej kwestii równości, bo chyba w niej właśnie należy się dopatrywać źródeł fenomenu - szczególnie, że jest to jedna z fundamentalnych wartości, na których bazują skandynawskie społeczeństwa, od wieków głęboko zakorzeniona. Łatwo sobie wyobrazić pozytywne strony trzymania się takiej zasady: równouprawnienie, skromność, swobodne stosunki w miejscu pracy, transparentność w polityce na wszystkich poziomach, brak akceptacji dla epatowania pozycją czy bogactwem. Odbija się to nawet w bliskim mi świecie nauki. Według kontynentalnej europejskiej tradycji pisząc tekst naukowy zakłada się, że jego czytelnik jest na określonym poziomie intelektualnym i dysponuje pewną wiedzą w dziedzinie, stąd teksty są często skomplikowane i trudne do zrozumienia. W Skandynawii natomiast przeciwnie: ideałem jest pisanie tak, żeby tekst zrozumiał i absolwent podstawówki. Z jednej strony cudownie ułatwia to życie i jest w pewien sposób odświeżające. Z drugiej - niekiedy nie można oprzeć się poczuciu, że jest się traktowanym niepoważnie, jak dziecko albo osoba nie w pełni władz umysłowych.
Jak przypomina powyższy przykład, większość rzeczy na tym naszym pięknym świecie, również owa obsesja na punkcie równości, ma także swoje negatywne strony. Przykład, również zaczerpnięty ze świata szeroko pojętej nauki: gdy na studiach uczyliśmy się o szwedzkim systemie szkolnictwa, jedną z rzeczy, które nas najbardziej bulwersowały było to, że przez prawie całą podstawówkę nie wystawia się tu ocen. Dlaczego? Bo uczeń, który by dostał niższą ocenę niż koledzy, poczułby się gorszy i to odebrałoby mu zapał do nauki. W przypadkach, w których oceny wystawiane były tylko na zasadzie zaliczenia, wymagany próg był często obniżany, również po to, żeby nie zniechęcać słabszych uczniów. Tym, jak ten system działał na uczniów lepszych i ich chęć do osiągania czegoś ponad przeciętną, nie zaprzątano sobie głowy. W końcu, jeżeli wszyscy jesteśmy równi, to nie tylko nikt z nas nie jest gorszy, ale też nikt z nas nie jest lepszy. Nikt nie jest wybitny.
To właśnie ten negatywny aspekt uwierał Aksela Sandemose w latach trzydziestych, gdy opisywał Jante i rządzące nim prawa. Ale metafora okazała się tak nośna, że określenie "prawo Jante" (Jantelagen po szwedzku, Janteloven po norwesku i duńsku) weszło na stałe do słowników języków skandynawskich i pozostaje w użytku do dzisiaj.
Komentarze
Polacy są też absurdalni, ale się potrafią czasem z siebie naśmiewać, i to dość brutalnie. Z akcentem na "sami" - bo satyra ze strony obcych jest już niedopuszczalna;) Czy Szwedzi wykazują jakiekolwiek objawy autoironii?
I jeszcze coś. Co Szwedzi robią z nieco trudniejszymi filozofami albo pisarzami z tzw. zagranicy, np... hmmm... takim Dostojewskim? Nie dopuszczają do świadomości jego istnienia czy też zlecają napisanie uproszczonej wersji?
Objawem szwedzkiej autoironii może być chociażby ten program kabaretowy, o którym kiedyś pisałam. Zdjęcie, które tam wstawiłam - przedstawiające właśnie autora i wykonawcę programu, Fredrika Lindströma - jest bardzo autoironiczne.
A propos Lindströma, czytałam całkiem niedawno książkę o historii Szwecji autorstwa jego i jego brata, Henrika. Temat był ciekawy, ale kilkukrotnie byłam bliska odłożenia książki, właśnie dlatego, bo napisana była tak infantylnym językiem, że traciłam cierpliwość.
Ale spieszę uspokoić - nie wszyscy tak piszą. Na przykład mogę z czystym sumieniem polecić pisarza-historyka Petera Englunda (jest on sekretarzem Akademii Szwedzkiej, czyli tego ciała, które przyznaje literackie nagrody Nobla), specjalizującego się w historii Szwecji okresu mocarstwowego. Czyli m.in. wojnami z Polską. Jak kogoś by ciekawiło przedstawienie Potopu od szwedzkiej strony, polecam "Niezwyciężonego", jest przetłumaczony na polski (choć nie wiem, jak, bo po polsku nie czytałam). Niestety, najciekawsze jego dzieła (moim zdaniem), o ile mi wiadomo, nie zostały przetłumaczone - a są to eseje o historii zwykłych, codziennych rzeczy, jak np. o historii spinacza, okularów, ciszy, żółtych samoprzylepnych karteczek, McDonalda... Tudzież niezwykle ponury zbiór esejów poświęconych kilku najciemniejszym kartom XX-wiecznej historii.
Ale znów zboczyłam z tematu...
M.
M.