Są ponoć ludzie, którzy uważają, że historia jest nudna. Domyślam się, że ludzi tych skrzywdzili okrutnie w czasach szkolnych ich nauczyciele historii - bo jak inaczej wytłumaczyć fakt, że kogoś nudzą te niezliczone rzesze żyjących w przeszłości ludzi wyczyniających rzeczy tak zadziwiające, szalone, genialne, wyjątkowe, przełomowe, idiotyczne, czy błyskotliwe...
Ot, taki na przykład kapitan Anders Lindeberg, na którego natknęłam się całkiem niedawno. Żył on w Szwecji w pierwszej połowie XIX wieku, w czasach gdy tron szwedzki (a także norweski, ale to już nieco inna historia) zajmował niejaki Jean Baptiste Bernadotte, nie mniej ciekawa postać zresztą: syn prawnika z francuskiego miasta Pau, zanim stał się założycielem panującej do dziś w Szwecji dynastii królewskiej, podjął się kariery wojskowej. Rozpoczął ją jeszcze przed rewolucją francuską, a kontynuował w armii rewolucyjnej i potem napoleońskiej, gdzie dorobił się tytułu marszałka.
To był jednak tylko początek jego wspinaczki po drabinie awansów, w 1810 roku nagle otworzyła się bowiem przed nim zupełnie nowa perspektywa: zaoferowano mu tron szwedzki. Cóż uczynić mógł w takiej sytuacji rewolucjonista, zwolennik idei republikańskich i jakobinizmu? Ofertę przyjął, dał się adoptować przez panującego jeszcze wówczas, ale starego i bezdzietnego króla Karola XIII, zmienił wyznanie na protestanckie, imię na Karl Johan i obiecał nauczyć się szwedzkiego (której to obietnicy nie dotrzymał). Wkrótce również obrócił się przeciw Napoleonowi, a z czasem stał się też między innymi zwolennikiem absolutyzmu i cenzury prasy. Nie wszystko jednak dało się zmienić: plotka głosi, że z czasów rewolucyjnych do końca życia i dość długiego panowania na dwóch tronach pozostała mu pamiątka w postaci tatuażu na piersi z napisem "Śmierć królom".
A cóż z kapitanem Lindebergiem? Otóż miał on ambicję założyć w Sztokholmie teatr. Gdy jednak zgody na takie przedsięwzięcie nie uzyskał, zwrócił się do władz z oskarżeniem o sprzyjanie królewskiemu monopolowi na teatry, który służyć miał jedynie prywatnym interesom króla. A że było to w czasach, w których Karol Jan już zupełnie zapomniał o swojej rewolucyjnej młodości i atmosfera w kraju stała się cokolwiek despotyczna, władze postanowiły wykazać się nadgorliwością i w odpowiedzi wysunęły własne oskarżenia, mianowicie o obrazę majestatu. Różnica była jednak taka, że oskarżenia władz miały już poważne, prawne konsekwencje. Tym poważniejsze, że jedyną karą, jaką prawo w tym czasie przewidywało za obrazę majestatu była - śmierć przez ścięcie.
Sytuacja zrobiła się absurdalna: wobec tak ogromnej dysproporcji między przewinieniem a zasądzoną karą władze stały się obiektem kpin opinii publicznej, a z drugiej strony sam Lindeberg się zaparł i postanowił zaakcentować swój sprzeciw wobec poczynań władz odmawiając przyjęcia łaski i zamiany kary na trzyletnie więzienie, ani przystania na plany umożliwienia mu ucieczki z więzienia. Żeby się go w końcu stamtąd pozbyć trzeba było uciec się do podstępu: z okazji 24-lecia wstąpienia Karola Jana na tron ogłoszono amnestię dla wszystkich więźniów politycznych, a samego Lindeberga wywabiono na dziedziniec więzienia, po czym... zamknięto za nim bramy.
Ot, taki na przykład kapitan Anders Lindeberg, na którego natknęłam się całkiem niedawno. Żył on w Szwecji w pierwszej połowie XIX wieku, w czasach gdy tron szwedzki (a także norweski, ale to już nieco inna historia) zajmował niejaki Jean Baptiste Bernadotte, nie mniej ciekawa postać zresztą: syn prawnika z francuskiego miasta Pau, zanim stał się założycielem panującej do dziś w Szwecji dynastii królewskiej, podjął się kariery wojskowej. Rozpoczął ją jeszcze przed rewolucją francuską, a kontynuował w armii rewolucyjnej i potem napoleońskiej, gdzie dorobił się tytułu marszałka.
To był jednak tylko początek jego wspinaczki po drabinie awansów, w 1810 roku nagle otworzyła się bowiem przed nim zupełnie nowa perspektywa: zaoferowano mu tron szwedzki. Cóż uczynić mógł w takiej sytuacji rewolucjonista, zwolennik idei republikańskich i jakobinizmu? Ofertę przyjął, dał się adoptować przez panującego jeszcze wówczas, ale starego i bezdzietnego króla Karola XIII, zmienił wyznanie na protestanckie, imię na Karl Johan i obiecał nauczyć się szwedzkiego (której to obietnicy nie dotrzymał). Wkrótce również obrócił się przeciw Napoleonowi, a z czasem stał się też między innymi zwolennikiem absolutyzmu i cenzury prasy. Nie wszystko jednak dało się zmienić: plotka głosi, że z czasów rewolucyjnych do końca życia i dość długiego panowania na dwóch tronach pozostała mu pamiątka w postaci tatuażu na piersi z napisem "Śmierć królom".
A cóż z kapitanem Lindebergiem? Otóż miał on ambicję założyć w Sztokholmie teatr. Gdy jednak zgody na takie przedsięwzięcie nie uzyskał, zwrócił się do władz z oskarżeniem o sprzyjanie królewskiemu monopolowi na teatry, który służyć miał jedynie prywatnym interesom króla. A że było to w czasach, w których Karol Jan już zupełnie zapomniał o swojej rewolucyjnej młodości i atmosfera w kraju stała się cokolwiek despotyczna, władze postanowiły wykazać się nadgorliwością i w odpowiedzi wysunęły własne oskarżenia, mianowicie o obrazę majestatu. Różnica była jednak taka, że oskarżenia władz miały już poważne, prawne konsekwencje. Tym poważniejsze, że jedyną karą, jaką prawo w tym czasie przewidywało za obrazę majestatu była - śmierć przez ścięcie.
Sytuacja zrobiła się absurdalna: wobec tak ogromnej dysproporcji między przewinieniem a zasądzoną karą władze stały się obiektem kpin opinii publicznej, a z drugiej strony sam Lindeberg się zaparł i postanowił zaakcentować swój sprzeciw wobec poczynań władz odmawiając przyjęcia łaski i zamiany kary na trzyletnie więzienie, ani przystania na plany umożliwienia mu ucieczki z więzienia. Żeby się go w końcu stamtąd pozbyć trzeba było uciec się do podstępu: z okazji 24-lecia wstąpienia Karola Jana na tron ogłoszono amnestię dla wszystkich więźniów politycznych, a samego Lindeberga wywabiono na dziedziniec więzienia, po czym... zamknięto za nim bramy.
Komentarze