Przejdź do głównej zawartości

Rozstanie

Czas przemija, drodzy Czytacze. Przemija i zmienia nas, zmienia świat dookoła i zmienia nasze potrzeby, według których my także zmieniamy świat dookoła. Taka filozoficzna refleksja naszła mnie wczoraj, gdy po godzinie wnikliwego studiowania i przekuwania w praktykę jednego z wybitnych wytworów ikeowskiej myśli techniczno-plastyczno-fabularnej (instrukcji montażu), udało nam się z Tatą złożyć i ustawić w moim pokoju nowe, błyszczące biurko. I, co najważniejsze, duże: jego zakup był bowiem podyktowany tym, że na starym, jak widać na poniższej fotografii, już dawno przestałam się mieścić.



No i właśnie z tym starym biurkiem związana była egzystencjalna refleksja zacytowana na początku. Towarzyszyło mi ono bowiem prawie od dwudziestu pięciu lat: zakupione zostało gdy miałam iść do zerówki. Towarzyszyło mi przez całą podstawówkę, liceum i studia, uczyłam się na nim do egzaminów i matury, napisałam magisterkę i część doktoratu (choć małą, bo jednak większość pisałam w zupełnie innych miejscach, mając na ogół do dyspozycji ergonomiczne biura). Już w kilka lat po zakupie zepsuł się zamek w szafce, a w 2002, przy okazji przeprowadzki, zostały wyłamane drzwiczki (na szczęście potem naprawione). Ściany tego doświadczonego przez los mebla noszą liczne ślady mojej i Mojej Sista wczesnej działalności artystycznej: mniej lub bardziej chaotyczne naklejki, a nawet rysunki.

Na wewnętrznej stronie drzwiczek tkwią nadal moje plany lekcji z podstawówki; gdy się uda odczytać wyblakłe pismo, można się dowiedzieć, że w pierwszej klasie dzień pracy kończył się już przed południem. Ach, piękne czasy! Chociaż z drugiej strony trzeba było wstawać na ósmą, co nie brzmi już tak przyjemnie...


Blat natomiast - ach, to już dzieło sztuki nowoczesnej godne umieszczenia w jakiejś galerii!


Niestety, jak już powiedziano: z czasem zmieniają się nasze potrzeby i w związku z tym zmuszeni jesteśmy zmienić świat wokół nas. To, co odpowiednie dla ucznia zerówki niekoniecznie musi równie dobrze służyć doktorom i wykładowcom. Od dawna już mi się robiło ciasno, aż w końcu dojrzałam do decyzji o zmianie i rozstaniu ze starym towarzyszem pracy. Jak powiada poeta: parting is such sweet sorrow!

P.S. Najmocniej przepraszam Czytaczy za przestoje. Miałam nadzieję na odpoczynek po obronie i napawanie się nowo nabytym statusem naukowym, ale - stety czy niestety - od razu wpadłam w wir pracy, która, choć może i łatwiejsza, bo wymagająca mniejszej kreatywności, to jednak okazuje się być dużo bardziej czasochłonna. Na razie, przynajmniej.

Komentarze

fieloryb pisze…
Można rzec - biurko z prywatną historią... Ja pracuję przy dużym, starym, okrągłym stole. Jego nogi zostały nieco podziurawione przez jakieś owady, ale daje radę.


Zainspirowałaś mnie tym wpisem do zakupu kolejnej półki na książki. Mam już dosyć ciągłego przekładania ich z kupki na kupkę. Wkrótce rozpocznę poszukiwania.
Zaczynam obawiać się, że któregoś pięknego dnia, gdy otworzę drzwi mojego pokoju, wysypią się pod nogi stosy notatek, wydruków, kserówek i bumag wszelakich... Bez szans na dotarcie do okna.

Wyjścia są dwa: segregacja i eliminacja nieaktualnych lub digitalizacja. Niestety, skanowanie książek jest bardzo czasochłonne.

Dwa miesiące temu przeprowadziłem generalne porządki wśród wydruków. Niestety widzę, że powoli znów obrastam w stosy papierów.

Życzę wygodnej i skutecznej pracy.
martencja pisze…
Ja mam tę komfortową sytuację, że moi rodzice mają wielki dom z wielkim strychem, a więc nigdy nie muszę wyrzucać/sprzedawać książek:D! A akcję dokupowania regałów miałam ostatnio po przeprowadzce ze Sztokholmu z całą uzbieraną tam literaturą:) Z drugiej strony, gdy się przeprowadziłam, mając w perspektywie zamieszkanie ponownie w od kilku lat nieużywanym pokoju, musiałam zacząć od ogromnych porządków, w rezultacie których worek za workiem zwiększała się sterta różnego rodzaju śmieci. A że połączone to było w czasie z zakończeniem pisania doktoratu, można powiedzieć, że cały proces miał wymiar nieco symboliczny:)

W każdy razie życzę powodzenia w porządkach!

M.
Kolleander pisze…
Wyrzucać książki, co za pomysł ludzie. Zawsze się znajdzie miejsce na dodatkową półkę, wykonaną przez Dziadka!;] Chyba że to książka "psychologia dla każdego" albo "fotografia dla każdego", ewentualnie coś w stylu "Jak przestać się martwić i zacząć żyć". Takie już wyjechały z mojego pokoju i wylądowały na jakiejś zapomnianej półce w innej części domu.

Ja mam ogromne monumentalne biurko od wczesnych lat licealnych, bo różne duże rzeczy tam się musiały pomieścić, nie dość że zeszyty, książki, albumy z historii sztuki, to jeszcze czasem płótna, kartki w formacie 100x70 i tego rodzaju molochy. Już nie mówiąc o głębokich szufladach (trzymam tam m.in. starannie posegregowane zeszyty i podręczniki z liceum... nie wiem po co Oo). Co do naklejek - u mnie żadnych nie było, bo rodzice nie pozwalali przyklejać nic na meble. Za to z blatu mojego biurka można miejscami wyczytać, że parałam się twórczością "artystyczną";)

Ale te rysunki - czyżby to Twój rysunek był? Księżniczka w sukni - to musi być Twój!:D
fieloryb pisze…
No jasne, że nie wyrzucam książek. To swego rodzaju profanacja.
Książki niepotrzebne a w dobrym stanie można np. oddać do bibliotek.
Pomieszałem nieco wątki i stąd nieporozumienie.
Wyrzuciłem stare notatki, nazbierało się tego straszne ilości. Wcześniej oczywiście dokonałem selekcji. Gdyby nie to, poruszałbym się po mieszkaniu mniej więcej tak ;-), z powodu wysypujących się papierów.
Zula pisze…
Marto, jeśli Ty przepraszam Czytaczy, to ja powinnam co najmniej odbyć podróż do Częstochowy na kolanach, przyodziana w włosienicę :D

Piękny mebel! :D Ja się również przywiązuję do rzeczy materialnych, aczkolwiek ciągłe przeprowadzki i brak tak prawdziwie własnego kąta trochę mnie z tego wyleczył.
Co do książek, to do dziś ubolewam nad tym, że po wyrośnięciu w przypływie chęci przemeblowania naszego życia urządziłyśmy z siostrą wielką czystkę i wiele bajek ofiarowałyśmy bibliotece, a część (a zgrozo!) wyrzuciłyśmy :/ I teraz jak ta durna kupuję na Allegro stare bajki, na widok których majtki mi spadają :D
martencja pisze…
Fielorybie! Gdzieś zniknął Twój komentarz!:( Tzn. doszedł do mnie na pocztę, ale tutaj nie widzę po nim ani śladu:/

@"...to ja powinnam co najmniej odbyć podróż do Częstochowy na kolanach, przyodziana w włosienicę :D"

...a potem umieścić z tej podróży dokładny opis na swoim blogu!:)

@"Ale te rysunki - czyżby to Twój rysunek był? Księżniczka w sukni - to musi być Twój!:D"

No właśnie się zastanawiam, kto mógł być autorem tego dzieła, bo szczerze mówiąc nie pamiętam. Ale wydaje mi się, że w wieku 6/7 lat już lepiej rysowałam, więc to chyba musi być moja młodsza Sista. No, chyba że ocenę zaburza fakt, że na pionowej nodze biurka trudniej się rysuje...

Przyznam się, że kilka książek zostawiłam w sztokholmskim akademiku... Miałam ich tak dużo, a miejsca na przechowywanie tak mało! Nie mówiąc już o możliwościach wywiezienia ich:(

Jeszcze jednym sposobem na pozbycie się (chociaż to nie jest właściwie pozbycie się tak naprawdę) mniej czytanych książek jest ustawienie ich w tylnym rzędzie. Bo ja z braku miejsca na kilku półkach ustawiam książki w dwóch rzędach. W takim przypadku oczywiście te, po które rzadziej sięgam, lądują z tyłu. Tylko wtedy trzeba pamiętać, co się tam postawiło, w razie, gdyby jednak mimo wszystko chciałoby się kiedyś sięgnąć po jedną z pozycji:)

M.
Kolleander pisze…
A ja z kolei w ostateczności kładę poziomo na tych pionowych, wtedy widzę ich tytuły. Tylko że to nie wygląda za dobrze i jest niewygodne. Przede wszystkim - to się ma nijak do porządku alfabetycznego wg autorów, w jakim stoją moje książki.
Kolleander pisze…
Aaaa, jeszcze Patysio - jestem w tej szczęśliwej sytuacji, że nie wyrzucałam książek z dzieciństwa, i mam ich nawet dość dużo:) I bardzo mi się przydają, lubię je przeglądać.
martencja pisze…
Też mam nadal książki z dzieciństwa! Te w pocie czoła zdobywane przez moją Mamę w czasach, kiedy o książki było trudno... Słynna jest w mojej rodzinie anegdota o tym, jak to Mama zapisała do biblioteki miejskiej mojego dwuletniego brata, ponieważ skończyły jej się książki do czytania mu, a sama, jako dorosła, nie mogła się zapisać do dziecięcej:)

Ustawianie książek w poziomie na pionowych - też praktykuję, oczywiście. Oto przykład jednego z regałów w moim pokoju:) Najwyższa półka jest właśnie zastawiona podwójnie. A na środkowej można zobaczyć kilka przykładów kubków z naszej "aktorskiej" kolekcji, o której kiedyś wspominałam w innym miejscu:)

Podziwiam dyscyplinę w alfabetycznym porządkowaniu książek! Moje nie mają raczej żadnego klucza. To znaczy staram się stawiać wszystkie jednego autora razem, ale poza tym nie ma uporządkowania ani alfabetycznego, ani tematycznego. Jeżeli już jakieś, to kolejność nabywania:)

M.