Skoro już się zdradziłam z moją ukrytą pasją do wymyślania smutnych baśni, pokontynuuję temat ilustracyjnie od czasu do czasu. W porównaniu z przeróżnymi katastrofami, którymi lubię unieszczęśliwiać moich bohaterów, można powiedzieć, że bohaterce dzisiejszej ilustracji udało się wyjść w miarę bez szwanku: spotkała ją zaledwie niespełniona miłość i rozstanie. Szczególnie jeżeli weźmie się pod uwagę, że poza tym była księżniczką, a potem cesarzową, potężnego imperium. Cóż, jak mówią, nie można mieć wszystkiego (bo, jak dodał kiedyś kolega Mojej Sista, gdzie by to trzymać...?;)).
Komentarze
Martencjo, ale Ty prezentujesz tylko jakieś streszczenia streszczeń:P Gdzie reszta??
No i dzięki!:)
M.
M.
M.
P.S. Przepraszam za skandalicznie niski poziom aktywności komentatorskiej i duże przerwy we wszelkim odpisywaniu. Czas mnie ściga i mu uciekam:/
M.
Jeśli chodzi o Tolkiena i hobbitów, to właśnie czytam biografię autorstwa Carpentera, gdzie znalazłam wzmiankę wyjaśniającą zmiany w tonie "Władcy". Na początku książka miała być po prostu "drugim hobbitem", bo pierwszy odniósł sukces, ale potem opowieść zaczęła wymykać się Tolkienowi spod kontroli i swobodny język został zastąpiony przez górnolotny i poważny. Nawet nie wiedział, do czego to "coś" zakwalifikować:)
Biorąc pod uwagę jego perfekcjonizm, bardzo się cieszę, że nie zdołał tego poprawić.
@"Nawet nie wiedział, do czego to "coś" zakwalifikować:)" - no bo jak, skoro, tak właściwie, stworzył nowy gatunek literacki:)?
Fascynuje mnie fenomen wymykania się opowieści spod kontroli opowiadającego. I to, że człowiek może czasem we własnej opowieści znaleźć coś, czego się tam zupełnie nie spodziewał!
M.