...takie właśnie były okoliczności powstania zdjęcia znajdującego się w nagłówku tego bloga (co niektórzy Czytacze powinni zresztą wiedzieć, bo byli świadkami. Działo się to, o ile mnie pamięć nie zwodzi, zeszłego lata, po skończonym seansie już drugiego tamtej nocy bollywoodzkiego filmu...). Muszę przyznać, że uwielbiam tę część roku, kiedy przez całą noc nigdy nie robi się tak naprawdę ciemno. Kiedy zawsze nad horyzontem widać bladoróżową łunę i wiadomo, że słońce czai się tuż pod nim. Jest w tym widoku jakieś szczególne, pełne ekscytującego wyczekiwania, piękno.
Skojarzyło mi się, bo zbliża się letnie przesilenie, najkrótsza noc w roku. A tu, kilkaset kilometrów dalej na północ, o tej porze roku nie ma wcale bladoróżowej łuny - jest po prostu jasno przez całą dobę. Nie jest to jeszcze dzień polarny, bo słońce mimo wszystko zachodzi na parę godzin - ale to zjawisko też mam w planach kiedyś zobaczyć (choć nie tego lata, niestety. Stwierdziłam, że jedna wyprawa za Koło Podbiegunowe na rok wystarczy...). Niby teoretycznie wiedziałam, że tak będzie - ale zobaczyć to na własne oczy, to zupełnie coś innego! Też mi powód do ekscytacji, być może powiecie, drodzy Czytacze. No cóż, jeżeli tak, to najwyraźniej nie dzielicie mojej fascynacji zjawiskami atmosferycznymi. Połączonej z głębokim uwielbieniem lata.
Midsommar, odpowiednik słowiańskiej Nocy Kupały, to jedno z najważniejszych szwedzkich świąt. Obchodzi się je w weekend między 20 a 26 czerwca; do tradycji, oprócz picia ogromnych ilości alkoholu, należy wznoszenie słupa majowego oraz tańczenie wokół niego udając małe żabki i śpiewając o owych żabkach piosenkę. To najprawdziwsza prawda, wcale tego nie wymyśliłam. Nawet ja nie mam tak surrealistycznej wyobraźni.
I jedyne, nad czym ubolewam, to że nie będę miała okazji zaobserwować tej wspaniałej ludowej tradycji, ponieważ akurat na ten weekend wyjeżdżam sprawdzać prawdziwość bielefeldzkiej teorii spiskowej...
Skojarzyło mi się, bo zbliża się letnie przesilenie, najkrótsza noc w roku. A tu, kilkaset kilometrów dalej na północ, o tej porze roku nie ma wcale bladoróżowej łuny - jest po prostu jasno przez całą dobę. Nie jest to jeszcze dzień polarny, bo słońce mimo wszystko zachodzi na parę godzin - ale to zjawisko też mam w planach kiedyś zobaczyć (choć nie tego lata, niestety. Stwierdziłam, że jedna wyprawa za Koło Podbiegunowe na rok wystarczy...). Niby teoretycznie wiedziałam, że tak będzie - ale zobaczyć to na własne oczy, to zupełnie coś innego! Też mi powód do ekscytacji, być może powiecie, drodzy Czytacze. No cóż, jeżeli tak, to najwyraźniej nie dzielicie mojej fascynacji zjawiskami atmosferycznymi. Połączonej z głębokim uwielbieniem lata.
Midsommar, odpowiednik słowiańskiej Nocy Kupały, to jedno z najważniejszych szwedzkich świąt. Obchodzi się je w weekend między 20 a 26 czerwca; do tradycji, oprócz picia ogromnych ilości alkoholu, należy wznoszenie słupa majowego oraz tańczenie wokół niego udając małe żabki i śpiewając o owych żabkach piosenkę. To najprawdziwsza prawda, wcale tego nie wymyśliłam. Nawet ja nie mam tak surrealistycznej wyobraźni.
I jedyne, nad czym ubolewam, to że nie będę miała okazji zaobserwować tej wspaniałej ludowej tradycji, ponieważ akurat na ten weekend wyjeżdżam sprawdzać prawdziwość bielefeldzkiej teorii spiskowej...
Komentarze
Gdybyż jeszcze słońce dogrzewało nieco bardziej, bez tych zmiennych frontów atmosferycznych i spadków ciśnienia ... choć burze... no tak burz pięknych i letnich by nie było gdyby nie chmury
P.S
Piosenka na dowód i w temacie ;-)
No tak, piosenka jak najbardziej w temacie. Choć odbija się wyraźnie poziomem od szwedzkiej przyśpiewki o małych żabkach;)
Tutaj lato trwa podobno tydzień;] Zobaczymy. Szukać upału i słońca jadę zresztą gdzie indziej. Za tydzień:)
M.
Co do Bielefeld, najbardziej podoba mi się fragment "aliens who use the Bielefeld University as a disguise for their spaceship":)
Marto, może spotkasz tam Doktora..?;>
A budynek uniwerku rzeczywiście wygląda, jakby był statkiem kosmicznym. Takim wielkim krążownikiem Imperium.
M.