Przejdź do głównej zawartości

Storm Watching

Oglądanie burzy jest jeszcze ciekawsze, niż podziwianie fajerwerków. Choć wymaga dużo większej czujności, bo rozbłyski piorunów pojawiają się niespodziewanie, a po ułamku sekundy nie pozostaje po nich ślad, oprócz tego odciśniętego na siatkówce oka, który jednak też bardzo szybko przemija.

Od dwóch dni się zbierało na burzę, było duszno jak zwykle nie bywa tak blisko morza; od czasu do czasu gdzieś daleko rozlegał się pojedynczy grzmot. Ale w niedzielę wieczorem zaczęło błyskać coraz częściej, zasiedliśmy więc na tarasie, żeby podziwiać spektakl. Jest lepiej niż w kinie, z efektami specjalnymi i najlepszym dolby surround! Po kilkunastu minutach zaczyna się deszcz: i nie patyczkuje się, od razu uderza z całą mocą, nieprzebitą ścianą deszczu, jak w indyjskim filmie - silniej jeszcze, bo pod taką siłą uderzenia najbardziej wytrwałych kochanków deszcz wbiłby w ziemię. I już burza jest wszędzie dookoła, chmury rozbłyskają co kilkanaście sekund z intensywnością, jaka nieczęsto się tu, nad morzem, zdarza.

Mija parę godzin, zanim będzie znów bezpiecznie włączyć komputer i umieścić nową dygresję.

Komentarze