Tourism Police jest w okolicach egipskich atrakcji turystycznych wszechobecna. Uzbrojeni policjanci przesiadują w hotelowych lobby i przed muzeami, ich granatowe furgonetki zaparkowane są na ulicach kurortów czy pod piramidami; raz natknęliśmy się nawet na policjanta na wielbłądzie (skoro istnieje policja konna, to właściwie dlaczego nie może być wielbłądziej?). Podróż samochodowa czy autobusowa gdziekolwiek poza centra miast i skupiska hoteli urozmaicona jest policyjnymi checkpointami - w sumie to może i dobrze, bo zmuszają one pędzących zwykle na złamanie karku kierowców do zwolnienia przynajmniej od czasu do czasu.
Policyjne stanowiska porozstawiane są też co jakiś czas przy ulicach i skrzyżowaniach: składają się z daszku, zaparkowanej pod nim policyjnej furgonetki, dwóch lub więcej policjantów oraz metalowej tarczo-osłony, za którą przesiaduje jeden z wyżej wymienionych (czyli w razie ewentualnego ataku tylko on miałby szansę przeżyć ostrzał - ciekawe, czy policjanci na przykład losują, komu przypadnie tym razem siedzenie za osłoną? Albo zmieniają się w regularnych odstępach czasu?). W niektórych miejscach, na przykład przy wjeździe do Cytadeli w Kairze, policjanci są dodatkowo wyposażeni w kolczatki na sprężynach, żeby w razie czego można je było szybko rozłożyć w poprzek jezdni i ją zablokować.
A wszystko to, żebyśmy czuli się bezpiecznie. Choć ja osobiście czułam się przez to raczej bardziej nieswojo, ale może to kwestia narodowego bagażu, który, choć młoda jestem (ekhem;)), zdążyłam nabyć... A z drugiej strony, może bardziej chodzi o to, że ta wszechobecność policji w pewien sposób wytwarza uczucie zagrożenia: w końcu, rozumuje sobie turysta, skoro potrzeba takiej ochrony, to widocznie nie jest tu bardzo bezpiecznie. No i tak do końca nie jest: zamachy bombowe miały miejsce w 2004 Tabie, w 2005 w Sharm El Sheikh i 2006 w Dahabie, czyli w nadmorskich kurortach Synaju; w sumie zginęło w nich prawie 150 osób.
A wszystko to, żebyśmy czuli się bezpiecznie. Choć ja osobiście czułam się przez to raczej bardziej nieswojo, ale może to kwestia narodowego bagażu, który, choć młoda jestem (ekhem;)), zdążyłam nabyć... A z drugiej strony, może bardziej chodzi o to, że ta wszechobecność policji w pewien sposób wytwarza uczucie zagrożenia: w końcu, rozumuje sobie turysta, skoro potrzeba takiej ochrony, to widocznie nie jest tu bardzo bezpiecznie. No i tak do końca nie jest: zamachy bombowe miały miejsce w 2004 Tabie, w 2005 w Sharm El Sheikh i 2006 w Dahabie, czyli w nadmorskich kurortach Synaju; w sumie zginęło w nich prawie 150 osób.
Komentarze
Zapewniam Cię, że doceniłabyś ich obecność gdyby coś Ci się stało. Jak na przykład ja gdy zginął nam plecak w Gwatemali.
Inna sprawa, że z tego, co czytałam i słyszałam, akurat w Egipcie głównym zajęciem policji turystycznej jest wyciąganie pieniędzy od turystów, na przykład za robienie sobie z nimi zdjęć. Nawet nasz egipski przewodnik radził nam trzymać się od nich z daleka.
M.