Zwiedzanie Berlina to w dużej mierze oglądanie świadectw jego całkiem jeszcze nowej historii, pozostałości po podziale miasta i pamiątek po tych, którzy z tym podziałem walczyli - albo po prostu wbrew niemu chcieli zdobyć to, co w życiu powinno być oczywiste i normalne, jak swoboda podróżowania czy możliwość spotykania się z bliskimi.
Gdy zwiedzałam kolejne już muzeum poświęcone temu tematowi, a konkretnie Haus am Checkpoint Charlie, sposób potraktowania tamtejszych eksponatów - tu obcęgi, którymi ktoś przeciął zasieki, tam kufer, w którymś ktoś przemycił swoją narzeczoną - skojarzył mi się ze średniowiecznymi relikwiami. Niemal nabożna cześć w stosunku do przedmiotów, których autentyczność ma nam pozwolić zbliżyć się do czegoś naprawdę Ważnego...
Komentarze
Swoją drogą, za cenę biletu spodziewałam się czegoś bardziej imponującego. Ale może przemawia przeze mnie typowo polskie malkontenctwo..;]
M.
M.