Korzystając z być może ostatniej tej jesieni pogodnej niedzieli, wybrałam się na spacer po okolicy - i skończyłam na niedalekim Alter Friedhof, starym cmentarzu. Zaraz po przekroczeniu furtki ogarnia wrażenie bycia w niezwykłym, niemal fantastycznym miejscu. Gałęzie wielkich drzew wiszą nisko, tworząc nad odwiedzającym cmentarz sklepienie i tłumiąc słońce, które tylko miejscami prześwituje przez pomarańczowe liście, niczym przez kościelny witraż. Ziemia pokryta jest liśćmi i gęstym bluszczem, który oplata też pnie, płoty i płyty nagrobne. Te zaś - najmłodsze z nich mają po pół wieku - sterczą pod dziwnymi kątami, niektóre ledwo wystają na powierzchnię, na wielu nie da się już odczytać napisów. I cisza, w której rozlega się tylko hałas opadających liści. Miejsce potrójnej vanitas: w ludziach, którzy tu spoczywają - ludzkiego życia, w chylących się ku ziemi nagrobkach - ludzkich dzieł, w przechodzącej ze złota do szarości jesieni - samej natury.