Przejdź do głównej zawartości

Posty

Wyświetlanie postów z marzec, 2012

Się rozłazi

Wydawałoby się, że w niemieckich kolejach wszystko będzie porządnie utrzymane i wyrównane jak od linijki. A jednak i tutaj niektóre rzeczy się rozłażą... 

Najbardziej prawdopodobne powody doznania uszczerbku na zdrowiu w Greifswaldzie

Ranking niepoparty żadnymi badaniami, a tylko własnymi, subiektywnymi obserwacjami. 1. Potrącenie przez szalonego kierowcę. Powszechnie znane są stereotypy mówiące o tym, że niemieccy kierowcy są kulturalni, zrównoważeni i przestrzegający przepisów. Jak to zwykle ze stereotypami bywa, są one tylko częściowo prawdziwe, a mianowicie nie dotyczą kierowców z Meklemburgii-Pomorza Przedniego. Tutejsi kierowcy mrożą krew w żyłach i jako piesza czuję się na greifswaldzkich zebrach dużo mniej bezpiecznie niż w Polsce, a przynajmniej w Trójmieście. 2. Potrącenie przez szalonego rowerzystę. Rowerów jest tu chyba więcej niż samochodów, co niestety nie znaczy, że ścieżek rowerowych jest więcej niż ulic. Rowerzyści śmigają więc w najlepsze po chodnikach, często tylko o milimetry mijając przechodniów. 3. Utrata zdrowia psychicznego na skutek starcia z niemiecką biurokracją - patrz wiadomy fragment z "Dwunastu prac Asteriksa" . 4. Śmierć głodowa na skutek niemożności wydoby

Eldena

Skoro już mowa o Photoshopie, Casparze Davidzie i szlaku śladami jego twórczości, można zauważyć, że niektóre rzeczy, które wyprawiał, przewyższały najbardziej śmiałe komputerowe ingerencje. Do najchętniej utrwalanych przez Caspara Davida okolicznych widoków należały ruiny klasztoru w podgreifswaldzkiej Eldenie. Przyznać trzeba, że obiekt to dość malowniczy: To jednak najwyraźniej naszemu malarzowi nie wystarczało - zapewne stwierdził, że okolice klasztoru są za mało drrramatyczne. I tak na jednym z obrazów wiszących w tutejszym Pommersches Landesmuseum można zobaczyć eldeński klasztor stojący sobie, ni stąd ni zowąd, wśród gór.

Bez Photoshopa

Niezphotoshopowana wersja widoczku z tej dygresji mogłaby wyglądać na przykład tak: Choć nie da się ukryć, że w tym akurat wypadku photoshopowa ingerencja mogłaby się właściwie przydać. Z drugiej strony, prawdopodobnie nawet ona niewiele by tu pomogła... Poza tym, biorąc za przykład najsławniejszego syna greifswaldzkiej ziemi, widoczki stąd powinno się może raczej tworzyć w stylu bardziej mroczno-romantycznym, chociażby tak: Autor powyższej "Panoramy Greifswaldu w świetle księżyca", Caspar David Friedrich, przyszedł na świat w tym mieście w roku 1774. Znany jest chyba każdemu, kto ma choć blade pojęcie o romantycznym malarstwie, a może i romantyzmie w ogóle, jako autor pełnych sturmu oraz drangu krajobrazów niemieckiego wybrzeża Bałtyku - innymi słowy, tutejszych okolic. Rodzinne miasto jest oczywiście ze swego krajana niezwykle dumne i choć w miejscowym muzeum naliczyłam zaledwie pięć czy sześć dzieł Caspara Davida, oprócz nich mamy tu galerię Caspar Da

Mafia przedniopomorska

 To brzmi naprawdę groźnie! Moje ulubione graffiti w całym Greifswaldzie.

Rytuał

Przed odjazdem pociągu regionalnego za zachodnią granicę na peronie czwartym szczecińskiego dworca odbywa się pewien specyficzny rytuał. Peron wypełnia się wówczas ludźmi w różnym wieku, płci obojga, obwieszonymi większą lub mniejszą ilością tobołów, wykrzykujących wszem i wobec: "Kto do Lübeck?"*, "Na Hamburg?", lub też zagadujących się nawzajem bezpośrednio: "Pani na Berlin?", "Kiel??". Często proces przenosi się do samego pociągu, a ton nagabywań staje się z czasem coraz bardziej natarczywy i rozpaczliwy. Nawoływania niosą się przez cały (krótki) pociąg, pasażerowie krążą od przedziału do przedziału, wiedzeni wieścią, że podobno znajomy czyjegoś znajomego również jedzie do Hamburga. Z ulgą można odetchnąć dopiero po uzbieraniu pięcioosobowej grupki. Tylko niektórzy przychodzą na peron przygotowani, już z góry umówieni z bliższymi lub dalszymi znajomymi jadącymi w tym samym kierunku. Mogą wówczas z satysfakcją patrzeć na biegających po peronie

Gotyk

Gotyk w stylu NRD-owskim, czyli wielka płyta na greifswaldzkim starym mieście.

Śliska sprawa 2

Wreszcie ostatnie (jak na razie) ryzyko występujące w kraju sąsiadów związane jest ze śliskimi podłogami i możliwością rymnięcia na nich na dziób. Z jakiegoś powodu ryzyko to największe jest w okolicach stoiska owocowo-warzywnego:

Greifswald zimą

Niemieckich klämrisków część druga. I przy okazji porównanie do Szwecji. No bo przypomnijcie sobie tylko, drodzy Czytacze, jak tam zwraca się uwagę na niemiłe niespodzianki spadające z dachów w czasie roztopów. Otóż Niemcy nie przykładają się do tego z równą starannością: Drugiego obrazka natomiast, dla odmiany, porównać się nie da: to rzecz specyficzna dla krajów niemieckojęzycznych - zaczynam wręcz podejrzewać, że to tutejszy odpowiednik szwedzkiego klämrisku. Tu po prostu pewne rzeczy robi się wyłącznie na własne ryzyko :

Tańczący z pociągami

Pora podzielić się różnymi klämriskami, jakie zdarzyło mi się uzbierać w czasie prawie miesiąca mojego dotychczasowego życia za zachodnią granicą. A ponieważ poprzednio było o dworcu, zacznę od ostrzeżeń kolejowych. Otóż, możemy się dowiedzieć, pociągi nie służą temu, żebyśmy się o nie opierali: ...nawet jeśli akurat tak się składa, że jesteśmy atrakcyjną blondynką: Swoją drogą, powyższa scena jest niczym zaczerpnięta z filmu akcji: bohaterka nawet się nie spodziewa, że tuż za nią czai się ogromne, rozpędzone żelazne monstrum, tylko czekające na okazję, żeby ją ściągnąć z peronu. Czy młodzieniec w niebieskiej bluzie zdąży uratować dziewczę? A poniżej - prawdziwy rodzinny dramat z niezrównoważonym rodzicem-psychopatą, wpychającym wózek dziecięcy na tory, w roli głównej: