A po drugiej stronie morza wita nas o świcie Karlskrona. Miasto, choć o dwa i pół wieku od Gdyni starsze, wybudowane na podobnej zasadzie: jako port na ziemiach dopiero co wydartych obcemu mocarstwu, żeby wzmocnić swoją obecność na Bałtyku. Przypominam je sobie, wpływając tu po raz pierwszy od kilku lat.
Przez długi czas była Karlskrona przede wszystkim bazą marynarki wojennej: niezdobytą dzięki otaczającemu ją wianuszkowi małych, skalistych wysepek oraz systemowi umocnień, obecnie wpisanemu na listę światowego dziedzictwa UNESCO. Do dzisiaj każdy statek wpływający do karlskrońskiego portu - również prom z Gdyni - musi przepłynąć między dwoma twierdzami: Kungsholm i Drottningskär, Królem i Królową. W całej historii miasta jedynym, komu udało się ominąć czujne oko straży przybrzeżnej i wpłynąć wgłąb archipelagu, był radziecki okręt podwodny U137, który osiadł na mieliźnie w zatoce Gåsefjärden pewnej październikowej nocy roku 1981. Plotka głosi, że kapitan okrętu, jak i cała załoga, pod potężnym wpływem alkoholu, byli przekonani, że wpłynęli do Gdyni.
Komentarze