Przejdź do głównej zawartości

Związki polsko-szwedzkie


Weekendowe wycieczki do okołosztokholmskich zamków skłaniają do dygresji historycznych na temat wspólnej polsko-szwedzkiej przeszłości. Taki na przykład Gripsholm, którego czerwone mury wyrastają z wód Melaru, to miejsce, gdzie przyszedł na świat Zygmunt Waza. W przyszłości miał zostać królem Polski i Szwecji, ale w chwili urodzenia był po prostu więźniem, bo jego rodzice, Jan książę Finlandii i Katarzyna Jagiellonka zostali osadzeni w Gripsholmie przez brata Jana, króla Szwecji Eryka zwanego Szalonym. Po kilku latach role się odwróciły: Jan został królem, a Eryk został uwięziony. W więzieniu zmarł, podobno otruty przez obawiającego się go Jana. Zygmunt zaś, w którego żyłach płynęła krew Jagiellonów i który nie bez powodu nosił takie właśnie imię - był wnukiem Zygmunta Starego i siostrzeńcem Zygmunta Augusta - został wybrany królem Polski, a po śmierci ojca odziedziczył także szwedzki tron. Ale ponieważ, jak to kiedyś ujął elokwentnie pewien historyk, trudno jednym tyłkiem na dwóch tronach siedzieć, po niedługim czasie z jednego z nich zepchnął go stryj, trzeci z braci, Karol, ojciec Gustawa Adolfa.


A znów Skokloster, pałac rodu Wranglów, pełen jest łupów wojennych zwiezionych przez jego pierwszego właściciela Karola Gustawa Wrangla z wszystkich krajów Europy, które pustoszyły armie szwedzkich królów w czasie wojny trzydziestoletniej, potopu i innych wojen tych czasów (jeżeli wierzyć Peterowi Englundowi w całym XVII wieku były w Europie tylko 3 lata pokoju. Nie bez powodu swoją książkę o wojnie trzydziestoletniej zatytułował "Ofredsår", lata wojen).


W kościółku przy pałacu zobaczyć można ambonę, chrzcielnicę i ołtarz wywiezione z oliwskiej katedry - specjalnie zachodzę tam je obejrzeć, bo pamiętam jak czytałam o nich ucząc się o gdańskich zabytkach. Kiedy się im przyglądam zauważam złośliwie, że najwyraźniej, mimo że wojny te prowadzone były z hasłami obrony protestantyzmu przed papistami na ustach, liczne wizerunki świętych i Maryi na łupach zupełnie Wranglowi nie przeszkadzały. Stwierdzam też, że Oliwa wyszła na tym nie najgorzej, bo to, co tam wstawiono w zastępstwie jest znacznie bardziej imponujące. Szczęśliwym trafem katedra oliwska wyszła zresztą w miarę nietknięta z tego, co niektórzy historycy Gdańska nazywają śmiercią miasta, kilku ostatnich dni marca 1945, po których po jego centrum zostały jedynie fundamenty. Dzięki temu można w niej podziwiać do dzisiaj między innymi bogato haftowany baldachim, który według tradycji wykonała królowa Krystyna, córka Gustawa Adolfa, w ramach przeprosin za poczynania ojca.


Gustaw Adolf, zwany Lwem Północy, chyba największy ze szwedzkich królów-wojowników zginął w czasie wojny trzydziestoletniej, w bitwie pod Lützen. W tym samym roku zmarł jego kuzyn Zygmunt, do końca życia tytułujący się królem Szwecji. Tak samo jego synowie, kolejno zasiadający na polskim tronie: Władysław i Jan Kazimierz; ten ostatni zrzekł się tego tytułu dopiero jako warunek Pokoju Oliwskiego kończącego wojnę, którą Polacy nazywają potopem. Nie minęło jednak kilkadziesiąt lat, a Szwedzi pojawili się na równinach Europy Środkowo-Wschodniej z powrotem. Ale to już inna historia.


Komentarze

Anonimowy pisze…
jaki sympatyczny blog - bede sobie tutaj zagladac i czytac:)

basia bond
fieloryb pisze…
Bardzo ładny, kompetentny wpis, proszę o więcej takich.
martencja pisze…
No proszę, a trochę się bałam, czy nie zanudzę szanownych Czytaczy moimi historycznymi dywagacjami:)

Basiu, dzięki za miłe słowo i oczywiście zapraszam do dalszych odwiedzin, a nawet komentowania!

M.
Anonimowy pisze…
Brawo! Przeczytałam z wielką przyjemnością [a maniaczką historyczną raczej nie jestem] i po raz kolejny się wciągnęłam :)

km
martencja pisze…
Ach, czyżby to znaczyło, że mogę zostać nauczycielką historii;)?

M.
Anonimowy pisze…
Masz moje błogosławieństwo ;)
martencja pisze…
Ach, dziękuję! Wpiszę sobie do CV;)

M.
Kolleander pisze…
Nooo, gdybyś pisała podręczniki do historii, to by wreszcie dzieci chętniej z nich korzystały! A właściwie... w ogóle by z nich korzystały, bo to różnie bywa;)
ewa pisze…
zwłaszcza, jeśli w owych podręcznikach byłabyś równie oszczędna w podawaniu dat;) nigdy nie lubiłam wkuwać dat:/
martencja pisze…
Też nie lubiłam. Jak zresztą wiesz, z liczbami pod jakąkolwiek postacią od zawsze miałam problem. A w historii nie chodzi przecież o daty i dane, tylko o procesy! Daty co najwyżej pomagają w umiejscowieniu różnych procesów w relacji do siebie nawzajem, a dane - w zobrazowaniu ich skali.

A tak w ogóle jako ewentualne lektury uzupełniające dodam, że August Strindberg, w ramach serii dramatów historycznych, napisał parę o wspomnianych tu postaciach: "Erik XIV", "Gustaf Adolf" i "Kristina". Ale kto by tam Strindberga dla przyjemności czytał;] To już lepiej można sobie poczytać dzieło kronikarza XVI-wiecznego Marcina Kromera pt. "Historyja prawdziwa o przygodzie żałosnej książęcia finlandzkiego Jana i królewny polskiej Katarzyny". Bardzo ciekawe dzieło:)

M.