Życie w gorącym klimacie wylewa się na ulice, więc ulice centrum Rangunu są jednym wielki targowiskiem. Na wąskich i nierównych chodnikach (wszystkie płyty zdają się latać luzem, każda odłamana część oddzielnie, a pod nimi zieją niejednokrotnie tajemnicze otchłanie) rozkładają się sprzedawcy wszystkiego: smażonych na miejscu, w misce oleju przekąsek na patykach, gór owoców (całe stosy mandarynek!), pilotów do różnorakich urządzeń, różnego rodzaju większej i mniejszej elektroniki i sprzętu AGD, nowego i używanego (łagodnie powiedziane - część z wyłożonych rzeczy wygląda, jakby mogła się nadać już tylko jako przyciski do papieru), telefonów komórkowych, pirackich płyt DVD z filmami amerykańskimi i azjatyckimi, w tym świeżutkich premier, pirackich książek zeskanowanych często razem z naklejkami i podkreśleniami, jakie były w oryginałach. Kioski-apteki i stanowiska krawców, wystawiających na ulicę swoje maszyny do szycia. Bary z małymi plastikowymi krzesełkami i sklepy z neonowymi, błyskającymi kolorowymi światłami aureolami dla figurek Budd - wpatrywanie się w rząd takich aureoli choć przez chwilę powoduje oczopląs. Publiczne telefony, czyli aparaty telefoniczne wystawione po prostu ze sklepu na ulicę, z możliwością skorzystania za opłatą - co daje pewne pojęcie o braku telefonów stacjonarnych w mieszkaniach. Co do telefonów komórkowych, ma je jedynie około 10% populacji Birmy, ponieważ jeszcze do bardzo niedawna karty SIM kosztowały nawet ponad 1000 USD i mało kto mógł sobie na nie pozwolić.
Kamienice w centrum Rangunu to mieszanina budynków z czasów kolonialnych i dość nowych bloków. Te pierwsze są często raczej zapuszczone, odkruszające się, z krzewami wyrastającymi z gzymsów i grzybem rosnącym pod balkonami. Kolorowe i ozdobione antenami satelitarnymi. A z balkonów wszędzie zwisają sznurki zakończone u dołu klamrą, siatką lub koszykiem, za pomocą których można spuszczać z mieszkania i podnosić z poziomu ulicy drobne przedmioty bez konieczności wchodzenia na górę do mieszkania.
Z Bangkokiem łączy Rangun między innymi to, jak dużo życia - w porównaniu z miastami europejskimi - toczy się na ulicy oraz to, jak inaczej zorganizowana jest wspólna przestrzeń i jak odmienne podejście do norm budowlanych i BHP. Ciekawe, czy ktoś zbadał kiedyś podobieństwa i różnice w podejściu do przestrzeni miejskiej między Europą a cywilizacjami azjatyckimi, bo chętnie bym się z takimi studiami zapoznała. Różnicą między Rangunem i Bangkokiem jest natomiast ilość drapaczy chmur - ten las nie wyskoczył jeszcze w górę, ponad poziom podszycia - i infrastruktury turystycznej. Zagraniczni turyści są tu jeszcze rzadkością, za którą oglądają się dzieci na ulicy i nie mają w czym przebierać. Ale nie grozi też ryzyko natknięcia się na Hipsterlandię.
Komentarze