Przejdź do głównej zawartości

Świątynie Paganu

 
W okolicach Paganu (czy też Baganu), w środkowej Birmie, nad brzegiem jej największej rzeki Irawadi, roztacza się niezwykły region, słynny ze swoich kilku tysięcy buddyjskich świątyń. Wybudowano je w większości między XI a XIII wiekiem, kiedy to Pagan był stolicą silnego królestwa, którego władcy prześcigali się we wznoszeniu okazów pobożności. Niektóre z nich są tak małe, że można je porównać do chrześcijańskich kapliczek, inne to duże świątynie, z wielkimi i licznymi posągami Buddy, jeszcze inne to stupy, czyli coś w rodzaju przerośniętych relikwiarzy: konstrukcja w kształcie dzwonu, która kryje przedmiot o dużym religijnym znaczeniu (np. najsłynniejsza birmańska stupa to mieniąca się złotem i klejnotami ranguńska Szwedagon, która ma zawierać włosy Buddy). Niektóre są czerwono-pomarańczowe, z cegłą, z której je zbudowano pozostawioną na widoku, inne - otynkowane, w jasnych kolorach ze złoconymi elementami.






Wszystkie one rozrzucone są na przestrzeni koło 100 km², pomiędzy miejscowościami Starym i Nowym Pagan oraz Nyaung U, a także na rozpościerającej się na wschód od nich równinie: zieleń drzew jak okiem sięgnąć poprzetykana jest świątyniami, tworząc wyjątkowy krajobraz. Wielu odwiedzających ten region decyduje się podziwiać go o wschodzie słońca z pokładu balonu - jednak jako że my nie należymy do rannych ptaszków, zaczynaliśmy nasze eksploracje świątyń Paganu o dużo późniejszej porze, używając do tego elektrycznych rowerów. Rowery te, chińskiej produkcji, bardziej przypominały skutery niż rowery (choć miały pedały, nie spróbowałam nawet, czy i na ile efektywnie one działają) i trochę sprawiały wrażenie, jakby wymyślono je specjalnie po to, żeby obejść birmańskie prawo zabraniające wynajmowania motocykli i skuterów obcokrajowcom. Nigdy wcześniej nie prowadziłam skutera, a do rowerów pałam pewną niechęcią, ale po przebyciu krótkiego kursu ("Tu przekręcasz kluczyk, tu dodajesz gazu, tu hamujesz - i jedziesz!") udało mi się tej pojazd okiełznać i nie rozbić siebie ani niczego innego. Z drugiej strony, udało mi się też złapać gumę...


Jak już wspominałam, buddyzm podczas tej podróży, mojego pierwszego zetknięcia się z tą religią, wydał mi się religią otwartą - świątynie buddyjskie sprawiły na mnie podobne wrażenie (w odróżnieniu od, na przykład, meczetów, choć zastanawiam się, na ile działa tutaj warunkowanie kulturowe).


Przed wejściem do każdej ze świątyń (lub wspięciem się na jej szczyt) należy zdjąć obuwie, wejścia otaczają więc pozostawione na ziemi i schodach buty: jakoś nikt się nie obawia, że po zakończeniu zwiedzania lub modlitwy nie zastanie ich w tym samym miejscu. A w panujący w Paganie upał przyjemny jest dotyk kamiennej posadzki pod bosymi stopami.

Komentarze