Przejdź do głównej zawartości

Sugestia


"Sam opróżnij samochód!"

Komentarze

fieloryb pisze…
Mam sobie sam radio ukraść? ;-)
martencja pisze…
No a czy taka właśnie (mniej więcej;]) nie była idea przyświecająca wynalazkowi radia, które można było wyjąć z samochodu, właśnie po to, żeby nie kusić złodziei?

M.
Kolleander pisze…
Ja tu widzę: wejdź do swojego samochodu, nie otwierając drzwi. Znak średnio zrozumiały.

Dużo złego można powiedzieć o Polsce, ale nasze znaki są jednak najlepsze, najprostsze, najbardziej czytelne.
martencja pisze…
Czy aby na pewno? Ja bym jednak daleka była od takich stwierdzeń. Dajcie mi trochę czasu w Polsce, to jestem pewna, że uda mi się dostarczyć parę klämriskowych cudów;)

Poza tym: no przecież właśnie po to jest podpis. Żeby rozwiać wątpliwości.

A co do wchodzenia bez otwierania drzwi: może ten samochód ma drzwi przesuwane i po prostu nie widać, że są otwarte;)?

M.
ewa pisze…
a czy to hasło różnicuje, że masz opróżnić swój własny samochód? Czy tez dotyczy jakiegokolwiek auta..;>
Kolleander pisze…
Te oficjalne, drogowe znaki polskie są jednak najbardziej czytelne ze wszystkich innych, zostały nawet stosownie nagrodzone, o czym słyszałam duuuuużo lat temu, kiedy zdawałam na kartę rowerową. Nie potrzebują zwykle podpisów (więc mogą je intuicyjnie zrozumieć nawet obcokrajowcy!), w przeciwieństwie do zagranicznych, pod którymi często widzę wyjaśnienia (tak jakby twórca już wiedział, że źle go zaprojektował i nie chciał, żeby go źle zinterpretowano - i ma rację, bo nie znając języka często mogę mieć wątpliwości co do interpretacji). Z nieoficjalnymi znakami jest już gorzej - tu się zgadzam.

Mimo wszystko czekam na polskie klamriski:D
martencja pisze…
Eeeej, ale przecież czy oficjalne znaki drogowe nie są takie same wszędzie, a przynajmniej wszędzie w Europie? Tzn. właściwie retorycznie pytam, bo wiem, że są (to by dopiero bajzel był, jakby każdy kraj miał oddzielne!), tak więc nie bardzo rozumiem, o jakie Ci, Olle, znaki chodzi, prawdę mówiąc...

Ewo: to mnie rozbawiło, naprawdę mnie rozbawiło;)

M.
Kolleander pisze…
Różnią się minimalnie (jakby to określić, hmmm:/ pod względem tzw. dizajnu), ale jednak się różnią. To moje zboczenie zawodowe, że zwracam uwagę na takie szczegóły;) więc niekiedy rzucają mi się one w oczy w filmach, albo kiedy już jestem za granicą (choć to bywa baaardzo rzadko). Bywa, że są to po prostu napisy zamiast znaku (jak amerykańskie DON'T WALK - odpowiednik naszego czerwonego światła ze stojącym ludzikiem).

Jednakże na pewno masz rację, bo częściej bywasz w podróżach:) Może po prostu się nadmiernie uniosłam projektanckim patriotyzmem;)
martencja pisze…
"Projektancki patriotyzm", to ciekawe;) A zaznaczyłam wszak, że chodzi mi o Europę. Poza Europą byłam tylko raz, i oto, co tam zobaczyłam;).

Owszem, znaki różnią się dizajnem od kraju do kraju, ale są to drobne zmiany (np. kształt i proporcje figur, kolor - żółty albo biały na znakach ostrzegawczych i zakazu, niebieski albo zielony do tablic i drogowskazów na/poza autostradami) i mają wpływ raczej na estetykę znaku, a nie jego czytelność.

Zresztą, aż mnie ten temat zaciekawił na tyle, że sięgnęłam do krynicy internetowej mądrości, z której dowiedziałam się m.in., że właśnie na naszym kontynencie najwcześniej wpadnięto (?) na pomysł znaków drogowych, że reguluje je tu Konwencja Wiedeńska z 1968 roku oraz że idea symboli graficznych, czytelnych bez odwoływania się do podpisów, wywodzi się z heraldyki.

M.

P.S. Przepraszam za zaległości z nowymi wpisami, ale ostatnimi czasy trochę podróżowałam i nie miałam czasu zamieszczać nowych wpisów na blogu. Niedługo postaram się nadrobić.