4 stycznia obchodzone jest w Birmie Święto Niepodległości - rocznica uzyskania niepodległości od Brytyjczyków w 1948 roku. Był to zarazem pierwszy dzień naszego pobytu w tym kraju; spędziliśmy go w Mandalaj i tam właśnie mieliśmy okazję przyjrzeć się festynowi urządzonemu z tej okazji.
Mandalaj jest drugim największym miastem Birmy, składa się ono z kratownicy ulic przecinających całe miasto pod kątami prostymi - ulic bez nazw, tylko z numerami. Tylko kilka akcentów przerywa tę monotonię: brzegi rzeki Irawadi na zachodzie, dwa jeziora na południu, zbocza Wzgórza Mandalaj na północy (na którego szczyt każdego wieczoru ściągają turyści podziwiać zachód słońca oraz lokalni studenci i mnisi ćwiczyć angielski w rozmowach z turystami) oraz ogromny kwadrat kompleksu pałacowego, niczym wyspa w samym środku miasta (pałac odbudowano - ponoć wykorzystując robotników przymusowych - w latach 1990., po zniszczeniach czasów II wojny światowej; dziś pozostaje pod kontrolą birmańskiej armii eksponującej swoje propagandowe hasła na jego murach).
Festyn z okazji Dnia Niepodległości, na który się natknęliśmy, odbywał się na ulicy 77th (34/35), to znaczy na odcinku ulicy 77. (która biegnie z północy na południe) znajdującym się między ulicami 34. i 35. (które biegną z zachodu na wschód) - tak w Mandalaj oznacza się adresy. Rozstawiono tam scenę - niezbyt wielką i sprawiającą wrażenie trzymającej się na słowo honoru, za to nagłośnioną na wielokilometrowy zasięg - na której królowała zarówno muzyka tradycyjna, jak i popowa (w tym covery anglojęzycznych przebojów), a gdy opuszczaliśmy festyn, trwały właśnie przygotowania do jakiegoś widowiska historycznego: aktorzy za sceną poprawiali właśnie makijaż i kostiumy. Poza tym wzdłuż ulicy rozstawiono inne atrakcje: stoiska z jedzeniem, z książkami i czasopismami, dmuchany zamek, małą, przenośną i chyba napędzaną ręcznie karuzelę czy gry zręcznościowe polegające na rzucaniu strzałkami do kolorowych baloników. Chłopakowi Mojej Sista udało się trafić dwa i wygrał opakowanie chusteczek higienicznych (wszystkie nagrody były bardzo praktyczne: garnki, patelnie, serwetki, chusteczki...). Wszyscy zdawali się bardzo dobrze bawić, a publiczność nie ograniczała się do stania i siedzenia na ulicy, ale też na przykład rozsiadła się na piętrach znajdujących się w pobliżu budynków w budowie - bezpieczeństwo przede wszystkim!
Poniżej obejrzeć można krótki filmik nakręcony na festynie - jednakże ostrzegam, że jest on bardzo kiepskiej jakości. Winę za to zrzucam na: niezbyt wyrafinowany sprzęt, ciemność oraz festynowe nagłośnienie, w którym priorytetem zdawała się ilość decybeli, a nie jakość dźwięku.
(Zaraz potem wokalistka wdała się w dłuższą rozmowę z publicznością, a następnie zaśpiewała liryczną piosenkę po birmańsku.)
Komentarze