Przejdź do głównej zawartości

W Sankt Petersburgu w białą noc



...jest dużo ładniej, niż w dzień. Po - późnym o tej porze roku - zachodzie słońca pastelowe kolory nieba odbijają się w wodzie Newy i z wolna zapada zmrok. A mosty i reprezentacyjne gmachy - Ermitażu, Admiralicji, twierdzy Pietropawłowskiej, różnych muzeów - są pięknie podświetlane i robią dużo większe wrażenie, nie są tak przytłaczające barokowym przepychem. Z nabrzeży lub łódek wypływających koło północy na Newę całymi flotyllami można oglądać niezwykły conocny spektakl: otwieranie zwodzonych mostów.



Carowi Piotrowi I, zapatrzonemu w potęgę morską Holandię zamarzyło się wielkie miasto portowe na ziemiach świeżo wydartych innej morskiej potędze - Szwecji, dla zaakcentowania zwycięstwa nad nią i uzyskania dostępu do Bałtyku. Czyli całkiem podobnie, jak kilkadziesiąt lat wcześniej Karlskrona i dwieście lat później Gdynia. Petersburg jednak nie ma otwartego, morskiego charakteru żadnego z nich. Pasja jednego człowieka, nawet gdy jest on rosyjskim carem, to widocznie za mało wobec tak licznego narodu i tak ogromnego kraju i najwyraźniej nawet tu, nad brzegiem morza, Rosjanin woli trzymać się lądu.


Petersburg zbudowany jest nad ujściem wielkiej rzeki do morza, przecinają go rzeczki i kanały. Gdyby znajdował się w jakiejś Anglii, Skandynawii czy innych Niderlandach, to właśnie one - rzeki i kanały - byłyby jego prawdziwym centrum, one przyciągałyby do siebie mieszkańców i przyjezdnych, wokół nich koncentrowałoby się życie miasta, w kawiarniach, restauracjach i klubach. Tymczasem brzegi Newy w centrum Petersburga są wybetonowane, puste i martwe; rzeki i kanały służą petersburżanom jedynie jako środek zarobku, gdy na mostach wzdłuż Newskiego Prospektu nawołują do wybrania się na wycieczkę statkiem. Aż przykro patrzeć, jak się marnują.


Petersburżanie zamiast tego nadali nazwę swojej rzeki głównej ulicy miasta i to na niej koncentruje się życie, płyną sznury samochodów i ludzi - na ruchliwym, pełnym smrodu spalin Newskim Prospekcie.

Komentarze

Kolleander pisze…
Ale ładnie! Tak w zdjęciach, jak i w treści:)

W rosyjskiej literaturze prawie co druga powieść ma jakiś motyw z Newskiego Prospektu, więc to miejsce wydaje mi się jakby fikcyjne;)

A może tam jest po prostu trochę za zimno na jakieś bajery z wodą? Bo w takiej Wenecji to wiadomo, woda jest ochłodą i kojarzy się raczej przyjemnie, a w Rosji bardziej na północ, hmm... ale nie za bardzo się znam na klimacie, może bredzę.

P.S. Powszechnie wiadomo, że ludzie nie lubiący morza są mocno podejrzani.
martencja pisze…
E tam, zimno-śrimno:P Sztokholm, Oslo i Helsinki są na tej samej szerokości geograficznej, a to bardzo morskie miasta.

Tak, przed wizytą w Petersburgu też miałam skojarzenia literacko-poetyckie (chociażby za sprawą piosenki, do której nawiązuję w tytule. Bo literatura rosyjska jest mi, szczerze mówiąc, bardzo mało znana). Ale po wizycie - zachodzę w głowę, jak tak prozaiczne miasto mogło być taką inspiracją. No ale cóż, jestem pierwsza gotowa przyznać, że nie rozumiem rosyjskiej duszy (o ile coś takiego w istocie istnieje).

M.
fieloryb pisze…
A ja przekornie (i dygresyjnie) powielbię inne miasto. Tez rosyjskie.

Miałem ściemniać, że to dlatego, że byłem w S.P. (bo byłem, ale jeszcze wtedy nazywało się inaczej) i mi się nie spodobało (co częściowo jest prawdą, bo to wielki kamienny moloch).

Ściemniać nie będę - napiszę prawdę to wykonanie utworu jest prześliczne:
http://www.youtube.com/watch?v=Wgzc9dbyZss&videos=K3n08pdNW74
martencja pisze…
A już myślałam, że to ze mną jest coś nie tak, bo tylu się zachwytów nad Petersburgiem nasłuchałam, a po wizycie tam zupełnie nie rozumiem, czym się zachwycać. Inna sprawa, że wprawdzie w Moskwie nie byłam, ale podejrzewam, że jeszcze mniej by mi się podobała... (to w ogóle była moja pierwsza wizyta w Rosji i prawdę mówiąc nie zachęciła do ponownych odwiedzin).

I taka mała rada dla wszystkich, co by się do Rosji wybierali: czytanie "Białej gorączki" Jacka Hugo-Badera tuż przed wyjazdem nie jest najlepszym pomysłem;]

M.
fieloryb pisze…
Z całego S.P. mogę pochwalić dwie rzeczy:
1. Ermitaż.
Nie jestem zagorzałym wzrokowcem, ale pod opieką koleżanki (obecnie architekta) zobaczyłem tam obrazy impresjonistów, Picassa i ciutkę baroku. To był wizualny odlot!

Inna sprawa, że reszta wycieczki została przegoniona przez przewodniczkę. Ludzie ledwo ziajali po kilkukilometrowej wycieczce korytarzami muzeum. Nie wiem czy cokolwiek zapamiętali z zyliona obrazów i rzeźb o których im opowiadano i pokazywano.

2. Hotel
Psim swędem udało nam się zameldować w pięciogwiazdkowym hotelu (nie pamiętam nazwy) po bardzo niskich cenach. To był ostatni czas, kiedy Polacy jeszcze mieli ulgi opłatach za takie miejsca w ZSRR. Dwu- i jednoosobowe pokoje z łazienkami full-wypas (podgrzewane uchwyty na ręczniki). Kawior i inne atrakcje spożywcze, barek piętro wyżej...
fieloryb pisze…
A jeszcze jedno - ostatniego dnia pobytu wędrowałem po sklepach kupując pamiątki. Były to między innymi płyty winylowe takich rosyjskich wykonawców jak David Bowie i The Doors ;-).

W pewnym momencie zagubiłem się zmęczony zmianą czasu, chodzeniem i ogólnie wyjazdem.
Poinstruowany przez tubylca wszedłem do przejścia podziemnego, gdzie zauważyłem nasprejowany jaskrawą farbą, duży napis - wyjątek, jedyny taki, jaki zauważyłem w Leningradzie:

S E X P I S T O L S

niechybny znak końca imperium ;-).
martencja pisze…
Hmm, poczułam się nagle młodo, bo jak ZSRR jeszcze istniało, to ja byłam w podstawówce... I to raczej bliżej jej początku niż końca;] Ach, jaka miła odmiana od nieustannych przytyków mojej młodszej Sista z okazji zbliżających się urodzin;)

Ad. 1: Ermitaż nadal jest ciekawy i imponuje zbiorami - choć nie imponuje brakiem klimatyzacji, który pal licho, że uprzykrza strasznie życie zwiedzającym, ale przede wszystkim musi mieć bardzo niekorzystny wpływ na dzieła sztuki. A może dodam, że w czasie naszego pobytu w Petersburgu było tam straszliwie gorąco. Obrazy obejrzałam jednak sobie tylko pobieżnie: po pierwsze - zbiory są tak ogromne, że i tak nie dałoby się zobaczyć wszystkiego, po drugie - większość z tych najbardziej interesujących okazów oglądałam już w bardziej dla nich naturalnych okolicach, tzn. impresjonistów i malarzy niderlandzkich w Holandii, a Leonarda we Włoszech. Skoncentrowałam się więc na tym, co gdzie indziej trudno obejrzeć, czyli na rzeczach zwiezionych z Syberii i Azji Centralnej. Co było ciekawe i nie tak zadeptywane przez grupy z wycieczkowców.

Ad. 2: My też dobrze wspominamy zakwaterowanie, tzn. ładne mieszkanko w kamienicy niedaleko Newskiego. Choć fakt, sama kamienica jeżyła włos na głowie, o czym w najnowszej dygresji:)

M.
Kolleander pisze…
Przepraszam że z opóźnieniem, ale dodam, że rosyjska literatura też nie jest mi jakoś szczególnie dobrze znana, ograniczam się do kilku Dostojewskich, opowiadań Czechowa, jakichś pojedynczych Gogoli, Lermontowów, Sołżenicynów, i z nowszych rzeczy - kilku kryminałów Akunina... na pewno o czymś zapomniałam, ale to ścisła czołówka. I z tego, co przeczytałam, wysnułam wniosek, że rosyjska dusza polega na rozdwojeniu jaźni, z których jedna jest całkowicie dobra, a druga zupełnie zła;) Nieszczególnie odpowiada mi to rozdarcie, niemniej jest w tym motywie coś, co daje po głowie. Tzn. tak daje po głowie, jak lubię:)

Jeśli chodzi o piosenkę, którą zalikowałaś, to na początku pan śpiewa głosem obrazującym tą dobrą część rosyjskiej duszy, a kończy na drugim biegunie;)

A Ermitażu zazdroszczę...
martencja pisze…
Haha, to rzeczywiście strasznie mało:P - że tak zauważę ironicznie. To może ja się nie powinnam przyznawać, że z literatury rosyjskiej przeczytałam: 1. "Mistrza i Małgorzatę", 2. początek "Zbrodni i kary", bo dalej nie zdzierżyłam...? I na tym koniec, a przynajmniej nie przypominam sobie niczego więcej. Co tylko obrazuje, jak bardzo mnie literatura i kultura rosyjska pociąga;]

M.
Kolleander pisze…
E tam, jasne że mało. Np. Tołstoja w ogóle nie znam... Opowiadania Czechowa bardzo polecam, gdyby Cię kiedyś coś napadało, opowiadania Gogola też w sumie - są na tyle krótkie, byś nie musiała się jakoś szczególnie wgłębiać, a i tak świetne mym skromnym zdaniem. I czasem po prostu zabawne.

Aaa, "MiM" też czytałam, zapomniałam o tym;] A jak Ci się podobało MiM?

Co do "Zbrodni i kary" - nie dziwię się, że nie zdzierżyłaś... to jest właśnie jedna z powieści, w której rosyjskie rozdwojenie jaźni wyjątkowo mocno widać;) Choć poniekąd główny wątek wynika z pobudek bardzo racjonalnych. To wręcz parodia racjonalizmu, którego czysta rosyjska dusza nie lubi, o nie!;]
martencja pisze…
@"Aaa, "MiM" też czytałam, zapomniałam o tym;] A jak Ci się podobało MiM?"

Eeee, nie pamiętam;] To dawno było...

M.