Jakiś czas temu rzucił mi się w oczy plakat reklamujący program kabaretowy/standup show zatytułowany "Svenskar är också människor" - Szwedzi to też ludzie. Jak wyczytałam z opisu przedstawienia, komik/pisarz/dziennikarz/językoznawca Fredrik Lindström przedstawia w nim w sposób humorystyczny szwedzką mentalność, ze szczególnym uwzględnieniem ciekawego paradoksu, polegającego na tym, że Szwedzi widzą siebie samych w niezbyt pozytywnym świetle, a jednocześnie uznają Szwecję za najlepszy kraj do życia. Bardzo żałuję, że nie mogłam wybrać się na to przedstawienie, szczególnie że chętnie dowiedziałabym się, czym niby przejawia się to, że Szwedzi mają o sobie samych nienajlepsze mniemanie, sama zauważyłam bowiem coś wręcz przeciwnego.
Przypadkiem jednak w tym samym czasie czytałam książkę zatytułowaną bardzo podobnie "Är svensken människa?" - Czy Szwed to człowiek? (tytuł zapożyczono zresztą z jakiejś starszej publikacji). Autorzy książki, Henrik Berggren i Lars Trädgårdh, postawili sobie za cel przeanalizowanie fundamentalnych zasad, na których opiera się szwedzkie społeczeństwo. W toku tej analizy wyszło im, że naczelną taką zasadą jest niezależność. Podstawowym założeniem szwedzkiego społeczeństwa jest więc według autorów to, żeby nikt od nikogo nie był w żaden sposób zależny. Na tym założeniu opierają się wszystkie społeczne relacje, łącznie z przyjaźnią, miłością, związkiem między partnerami czy rodzicami i dziećmi. Aby coś takiego mogło zadziałać w praktyce, konieczna była w pierwszej kolejności daleko posunięta emancypacja niższych warstw społecznych (szwedzki chłop, na przykład, zawsze cieszył się dużo większą wolnością niż jego odpowiednik dalej na południe), kobiet i dzieci, a następnie rozwinięty system pomocy finansowej od państwa. Szwed, według panów Berggrena i Trädgårdha, pozostaje w bezpośredniej relacji z państwem, w której to relacji nie pośredniczą, jak w innych społeczeństwach, rodzina, Kościół czy inne instytucje (autorzy porównują też trzy modele państwa dobrobytu: niemiecki, amerykański i szwedzki; w każdym z nich wyrysowują trójkąt jednostka-rodzina-państwo: w Szwecji jednostka jednoczy się z państwem przeciw rodzinie, w Niemczech państwo z rodziną przeciw jednostce, a w USA jednostka z rodziną przeciw państwu).
Na tym jednak rozumowanie się nie kończy. Jeżeli bowiem państwo miałoby wspierać finansowo potrzebujących, byłoby to upokarzające i stygmatyzujące dla jednostek korzystających z tego wsparcia, a to z kolei przeczyłoby kolejnej podstawowej zasadzie szwedzkiego społeczeństwa, zasadzie równości. Dlatego też wszyscy dostają po równo, niezależnie od potrzeb. I tak oto otrzymujemy szwedzki model państwa opiekuńczego. Od siebie dodam, że sama nazwa "państwo opiekuńcze" kojarzy mi się z nietraktowaniem obywateli jako poważnych, dojrzałych ludzi i w związku z tym dobrze mi do tego modelu pasuje.
A swoją drogą to ciekawe, że, jak wynika z podanych tu tytułów, Szwedzi tak często poddają w wątpliwość własną przynależność do gatunku homo sapiens...
Źródło zdjęcia:
http://www.artist1.se/shower/svenskar_ar_ocksa_manniskor.htm
http://www.artist1.se/shower/svenskar_ar_ocksa_manniskor.htm
Komentarze
Jak w nowej piosence Grabaża
@Patysio: masz rację, to chyba właśnie ten model: każdy dla siebie. No, nie mówiąc już o tym, że Polska nie jest państwem dobrobytu, więc próbowanie dopasowania jej do modeli zbudowanych dla opisu takiego rodzaju państw jest chyba z góry skazane na niepowodzenie;]
M.