Wspomniane poprzednio Mont Saint-Michel chciałam zobaczyć odkąd kiedyś, dzieckiem będąc, dostałam album pod tytułem "Cuda świata", wśród których to cudów wymieniony był właśnie ten. Jednak spełnianie marzeń to ryzykowna sprawa. Po pierwsze, o czym pisałam już w zeszłym roku , spełnione marzenie pozostawia po sobie pewną pustkę. Po drugie, na temat takiego wymarzonego miejsca, szczególnie jeżeli jest to słynny obiekt turystyczno-historyczny, ma się przed przybyciem pewne wyobrażenia i oczekiwania, które następnie konfrontuje się z rzeczywistością. A rzeczywistość rzadko dorównuje wyobrażeniom i oczekiwaniom: za dużo w niej innych turystów, kolejek do kasy, prac renowacyjnych, opłat za wstęp i parkingi, i najzwyklejszej codzienności. Koloseum leży tuż obok ruchliwego skrzyżowania, Bazylika Świętego Piotra przypomina halę ruchliwego dworca, Marrakesz jest pełen nagabujących sprzedawców niepotrzebnych towarów i usług, a Stonehenge to po prostu kupa kamieni. W końcu to