Przejdź do głównej zawartości

Najpiękniejsza podróż morska świata


Może trudno w to uwierzyć, ale jeszcze pod koniec XIX wieku nie wszystkie zakątki kontynentu europejskiego cieszyły się dobrymi i w miarę szybkimi połączeniami, a na przykład dostarczenie poczty na północ Norwegii trwać mogło ze trzy tygodnie latem i nawet pięć miesięcy zimą. Aby temu zaradzić, rząd norweski zlecił armatorowi Vesteraalens Dampskibsselskab otwarcie linii morskiej wzdłuż wybrzeża. Pierwszy taki rejs, pod dowództwem kapitana Richarda Witha, rozpoczął się 2 lipca 1893 roku w Trondheim. Podróżując na pokładzie S/S Vesteraalen kapitan With dotarł do celu - miasta Hammerfest* - po 67 godzinach, 5 lipca. Taki był początek Hurtigruten (co na polski przetłumaczyć można jako ekspres przybrzeżny) - trasy, która połączyła długie i trudnodostępne wybrzeże Norwegii z dużymi miastami na południu, znacznie ułatwiając komunikację ludzi, towarów i poczty do najdalej na północ wysuniętych części kraju.


Z czasem trasa Hurtigruty się rozrastała: dzisiaj jedenaście statków tej floty zawija po dwa razy dziennie do 34 portów (jeden statek dziennie płynący na północ i jeden - na południe), od Bergen do Kirkenes, już przy rosyjskiej granicy. Ale i zmienił się charakter podróży: począwszy od lat 80. XX wieku nad funkcjami czysto komunikacyjnymi przeważać zaczęły turystyczne, a Hurtigruta z jakiegoś powodu stała się ulubionym rejsem niemieckich emerytów. Ale i inne grupy podróżników znaleźć tu mogą coś dla siebie - pod warunkiem oczywiście, że gotowe są zapłacić za to odpowiednią, dość wysoką nawet jak na norweskie warunki, cenę.


Wybrać można rejs po całej trasie, siedmiodniowy od Bergen do samego Kirkenes, o jeden dzień krótszy w drugą stronę, albo - czemu by nie zaszaleć - w tę i z powrotem, co zajmuje dwanaście dni. Podróżnik o nieco mniejszych ambicjach spędzić może na pokładzie jedynie kilka godzin lub dni, między wybranymi portami - na przykład półtorej doby między Bergen a Trondheim, zawijając po drodze (tylko latem) do jednego z najpiękniejszych fiordów Norwegii, Geirangerfjordu. Nie bez powodu Hurtigruta nazywana jest (przez National Geographic) “The World’s Most Beautiful Sea Voyage”.




Poza tym wybierać można wśród całej flotylli statków, od staruszków po nowoczesne, wielkie i luksusowe cruisery. Do mnie osobiście bardziej przemawia opcja pierwsza, na przykład najstarszy statek floty, wybudowana w 1956 roku w Hamburgu M/S Nordstjernen (Gwiazda Północna): niemal zupełnie pozbawiona luksusów, stosunkowo niewielka, bez pokładu samochodowego ani Internetu, z głośnymi, buczącymi silnikami - wspaniała, innymi słowy! Jak powiedziała pani Kaowiec na pokładzie: "To stara dama i taką trzeba ją kochać." W 2007 została nawet przez norweski rząd uznana za dziedzictwo narodowe. Można na niej poczuć chociaż trochę, czym Hurtigruta musiała być dla norweskiego wybrzeża kiedyś.



Czym pozostaje do dzisiaj - daje pojęcie chociażby fakt, że miesiąc temu norweska telewizja publiczna NRK zdecydowała się transmitować na żywo rejs M/S Nordnorge - innymi słowy pokazać 134 godziny morza, morza, skał, morza, morza, kawałków nabrzeża, członków załogi przechodzących w tę i wewte, morza, morza, morza... Chętnych na oglądanie, witanie statku w poszczególnych portach i ściąganie materiału z Internetu znalazło się całkiem sporo.


* Uważającego się za najdalej na północ wysunięte miasto świata, co podważane jest przez położone jeszcze dalej Honningsvåg - dysputa rozbija się o definicję miasta. Jeszcze dalej niż oba norweskie miasta znajduje się niejakie Barrow na Alasce, które jednak żadnych pretensji do tytułu sobie nie rości.

Komentarze

Anonimowy pisze…
Na południu jest prościej, wiadomo kto jest naj:
https://picasaweb.google.com/kuba.grzechnik/ArgentinaCapeHornUruguay2011#5593948325032799250
martencja pisze…
To oni tak twierdzą! Skąd pewność, że żadne inne miasto tego nie podważa?:P

M.