Początek roku skłania do refleksji nad przemijaniem i czasem. W sam raz pora na napisanie paru słów na temat tego, jak Szwedzi liczą czas. Otóż liczą go w tygodniach. Kiedyś zastanawiałam się, po co w różnych kalendarzach, obok nazw miesięcy i dni tygodnia oraz numerów dni (i imienin! W polskich kalendarzach przede wszystkim imienin!), drukowane są numery kolejnych tygodni. Teraz już wiem: to dla Szwedów. Gdy na przykład w Szwecji zapisuje się na kurs czegokolwiek, dostaje się informację, że rozpocznie się on nie w jakimś konkretnym dniu, ale na przykład w tygodniu czwartym. A ferie zimowe (zwane z jakiegoś powodu sportowymi), wypadną w tygodniu dziewiątym (w Sztokholmie). Również spotkania służbowe i wyjazdy, i właściwie wszystko inne, można planować na tydzień numer taki-i-taki.
Oczywiście nikt nie zna numerów tygodni na pamięć, dlatego operowanie nimi wymaga noszenia przy sobie kalendarza - i kosmiczny naród to robi. Są tacy (nie-Szwedzi), według których wypełniony adnotacjami, zobowiązaniami i planami kalendarz jest w Szwecji oznaką społecznego statusu.
Oczywiście nikt nie zna numerów tygodni na pamięć, dlatego operowanie nimi wymaga noszenia przy sobie kalendarza - i kosmiczny naród to robi. Są tacy (nie-Szwedzi), według których wypełniony adnotacjami, zobowiązaniami i planami kalendarz jest w Szwecji oznaką społecznego statusu.
Komentarze
"Napompowane" terminarze chyba i u nas robią furorę... Nie trudno znaleźć takich, którzy będą wychodzić z założenia, że te wszystkie zapiski, notatki, zobowiązania (...) umieszczone w kalendarzu (odpowiednio eksponowanym) podnoszą ich i innych status.
km
M.