Przejdź do głównej zawartości

Posty

Wyświetlanie postów z listopad, 2009

Szwedzi to też ludzie

Jakiś czas temu rzucił mi się w oczy plakat reklamujący program kabaretowy/standup show zatytułowany "Svenskar är också människor" - Szwedzi to też ludzie. Jak wyczytałam z opisu przedstawienia, komik/pisarz/dziennikarz/językoznawca Fredrik Lindström przedstawia w nim w sposób humorystyczny szwedzką mentalność, ze szczególnym uwzględnieniem ciekawego paradoksu, polegającego na tym, że Szwedzi widzą siebie samych w niezbyt pozytywnym świetle, a jednocześnie uznają Szwecję za najlepszy kraj do życia. Bardzo żałuję, że nie mogłam wybrać się na to przedstawienie, szczególnie że chętnie dowiedziałabym się, czym niby przejawia się to, że Szwedzi mają o sobie samych nienajlepsze mniemanie, sama zauważyłam bowiem coś wręcz przeciwnego. Przypadkiem jednak w tym samym czasie czytałam książkę zatytułowaną bardzo podobnie "Är svensken människa?" - Czy Szwed to człowiek? (tytuł zapożyczono zresztą z jakiejś starszej publikacji). Autorzy książki, Henrik Berggren i Lars Trädgårdh,

Potęga mojej osobowości

Rozmawiałam niedawno z pewnym post-dokiem, który zajmuje obecnie biuro, w którym ja pracowałam w zeszłym semestrze. Wraz z biurem odziedziczył po mnie całe jego wyposażenie, między innymi komputer. Gdy się poznaliśmy i zorientował się, skąd pochodzę, jedną z pierwszych rzeczy, które od niego usłyszałam, było: "A, to dlatego wszystko w moim komputerze jest po polsku!" Co więcej, w administracji powiedziano mu podobno, że aby zmienić język na jakiś bardziej międzynarodowy, trzeba by przeinstalować cały system. Przyznam, że wprawiło mnie to w konsternację. Bo daję słowo, że gdy ja na tym komputerze pracowałam, jedynym programem, który był tam po polsku, był Firefox, którego zresztą sama zainstalowałam. Niczego więcej nie ruszałam. Nie mówiąc już o przeinstalowywaniu systemu (logika mi podpowiada, że skoro w celu zlikwidowania obecnych ustawień komputera potrzebne jest przeinstalowanie, to do ich wprowadzenia wymagany był analogiczny proces. Choć może popełniam tu podstawowy błą

Podręcznik do komunikowania się z istotami nadnaturalnymi

Pokontynuuję jeszcze tematy cokolwiek królewskie, bo znalazłam dzisiaj pewną ciekawostkę. Mianowicie, królowa Sylwia wydała właśnie modlitewnik. Nie jest to może jakaś specjalna nowość, królowie, królowe i książęta często w dawnych czasach mieli własne modlitewniki. A jednak informacja o tym wprawiła mnie w pewne zdziwienie, jak za każdym razem, gdy natykam się w tym, chyba najbardziej zeświecczonym kraju świata, na przejawy tego, że stare, religijne tradycje są nadal obecne, mimo wszystko wryte w głębokie warstwy świadomości - zbyt głębokie, żeby je było widać na pierwszy, a nawet drugi czy trzeci, rzut oka. Dysonans poznawczy? Z drugiej strony wyczytałam też w internecie komentarze nazywające tę książkę "podręcznikiem z magicznymi formułami do telepatycznego komunikowania się z istotami nadnaturalnymi", co pozwoliło mi załagodzić nieco dysonans i powrócić do mojej wizji Szwecji:) "Modlitewnik Królowej Sylwii" zawiera około 100 modlitw, zarówno tradycyjnych (np. &

Po królewsku

Miałam w zeszłym tygodniu okazję obserwować zmianę wart przed Pałacem Królewskim, co mnie zainspirowało do napisania paru słów na temat szwedzkiej rodziny królewskiej . To będzie dygresja edukacyjna:) Zacznijmy od tego, że Szwedzi, z ich obsesją na temat równości, są ostatnim narodem, którego można by podejrzewać o zachowanie monarchii. A jednak nadal większość społeczeństwa ją popiera. Choć nie brak i słów krytycznych - na przykład ze strony mojej byłej szefowej, która stwierdziła kiedyś, że monarchia to przeżytek, szczególnie, że co to w ogóle jest za rodzina królewska, ledwo 200 lat na tronie i to wywodzi się od jakiegoś żołnierzyka (założyciel dynastii Bernadotte, Jean Baptiste , był synem prawnika i marszałkiem w napoleońskiej armii - objęcie szwedzkiego tronu zaproponowano mu, ponieważ był wakat, a Francja akurat w tamtym momencie wygrywała. Jean Baptiste skwapliwie skorzystał, a gdy Napoleon zaczął przegrywać, nie zawahał się przejść na drugą stronę, dzięki czemu Szwecja wyszła

Noc na Södermalm

Zatyczki

Ponieważ mieszkam obok Globen , często idąc z pracy mam okazję wmieszać się w tłumy zmierzające na rozmaite imprezy, koncerty i mecze hokejowe się tam odbywające. Wśród ludzi kręci się wtedy mnóstwo sprzedawców oferujących zatyczki do uszu, mające chronić publiczność przed hałasem generowanym przez imprezy, w których ma zamiar wziąć udział. Zastanawiam się wtedy: czy nie byłoby łatwiej, praktyczniej i ekonomiczniej dla wszystkich zainteresowanych, gdyby po prostu przykręcić nieco nagłośnienie wewnątrz Globu? Czy to zbyt proste i banalne rozwiązanie...? A może działa tu po prostu jakaś wszechmocna Mafia Sprzedawców Zatyczek?

Praca w soboty

Są takie momenty w mojej pracy, kiedy dopada mnie panika związana ze zbliżającym się deadline'em i/lub rozczarowanie własną bezproduktywnością. Wtedy zdarza mi się przyjść do pracy w sobotę. Widok biurowca w sobotę nie przywodzi na myśl pozytywnych skojarzeń. Nawet mimo że moja uczelnia nie ma jakichś szczególnie złowrogich, starych budynków. Wejście jest zamknięte, trzeba je sforsować za pomocą karty magnetycznej i kodu. Stołówki i bary pozamykane; światła powyłączane, palą się tylko pojedyncze świetlówki, oznaczenia wyjść ewakuacyjnych oraz diody drukarek i kopiarek, które przeszły w tryb uśpienia - jedną z nich będę musiała obudzić. Atmosferę pogłębia jeszcze to, co za oknem: sztokholmski listopad, ciężkie, szare chmury, deszcz i zmrok zapadający już po trzeciej. Moje biuro jest na samym końcu długiego i wąskiego korytarza. I ani żywej duszy, jestem jedyną osobą na piętrze, jeżeli nie w ogóle w całym budynku. Zaczynam nerwowo reagować na wszelkie odgłosy. W takich chwilach czł

Jaka piękna katastrofa!

Nie tylko Polacy lubują się w celebrowaniu narodowych porażek. Szwedzi swoją popisową, spektakularną porażkę z wielkim nakładem pracy i kosztów wydobyli z dna morza, przez trzydzieści lat pucowali, rekonstruowali i konserwowali, następnie obudowali muzeum i od dwudziestu lat z dumą pokazują turystom. Porażkę wybudowano w roku 1628 w stoczni na Skeppsholmen (dziś Blasieholmen) w Sztokholmie, ozdobiono ponad 900 barwnie malowanymi rzeźbami, wyposażono w 64 działa różnej wielkości oraz dziesięć żagli o powierzchni prawie 1300 m² i nazwano "Vasa". Tak wyposażona wyruszyć miała ona na morza Europy, aby wspomagać szwedzkiego króla Gustawa Adolfa w wojnie trzydziestoletniej (która na tym etapie była jednakże na razie jeszcze tylko dzięsięcioletnią), a szczególnie w walkach z jego kuzynem Zygmuntem, który wciąż nie mógł się pogodzić z utratą dziedzicznego tronu i bezczelnie nadal tytułował się królem Szwecji. 10 sierpnia 1628 porażka została zwodowana. Mieszkańcy stolicy zgromadzili

Komiks z Ikei

Najwyraźniej Ikea postanowiła ostatnimi czasy rozszerzyć obszary swojej działalności. Do zakupionego niedawno przeze mnie stołka dołączona była poniższa historyjka: (Dla rozwiania wszelkich wątpliwości można ją powiększyć klikając w obrazek.) Przyznam szczerze, że mam pewne problemy z interpretacją tego komiksu i w związku z tym trochę się boję korzystać z mojego nowego mebla, w obawie, żebym nie skończyła z głową w oknie (?), jak pan na ostatnim obrazku... Czytacze, pomóżcie!

Nadesłane przez Czytaczy

Jest mi niezwykle miło, że moje dygresje stają się inspiracją dla Czytaczy do wypatrywania oznak różnorakich klämriskowych tabliczek w dalszych i bliższych zakątkach świata, a nawet dzielenia się ze mną swoimi odkryciami. Oto klämriski wypatrzone przez Czytaczkę Monikę w Les Houches, w Alpach: Teraz natomiast nastąpi wiekopomna chwila, w której blog ten przekroczy granice Europy! Poniższą tabliczkę sfotografował Czytacz Qba, aka Mój Brader, w Delhi: