Z poprzedniego mojego pobytu w Rumunii, dziesięć lat temu, pamiętałam piękno Transylwanii i brzydotę Bukaresztu, pamiętałam wałęsające się wszędzie psy, trudności z dostępem do herbaty i hałaśliwą muzykę puszczaną wszędzie od rana do nocy przynajmniej trzy razy głośniej niż wynosi mój poziom komfortu. Czego nie pamiętałam, to kabli. Ogromnej ilości kabli, wiszących w pękach i zwojach, porozpinanych między słupami i budynkami, plączących się w wielkich kłębowiskach, zwisających tuż nad głowami przechodniów i przedzierających się przez gałęzie drzew. Biorąc pod uwagę moją fascynację szeroko pojętym BHP, jest chyba oczywiste, że nie mogły nie zwrócić mojej uwagi. Przy okazji też być może odkryłam znaczenie tabliczki, którą w tym miejscu kiedyś cytowałam.
Komentarze