Gdy w czwartkowy poranek szłam z walizką na dworzec we Florencji, by opuścić to miasto, oczom moim ukazał się widok, co do którego już dawno straciłam nadzieję, że uda mi się go ujrzeć: pod budynek dworca podjechał tramwaj! Gdy przyjechałam do Florencji po raz pierwszy, wiosną 2006 roku, przywitała mnie ona dokumentnie rozkopanymi ulicami: na placu przed dworcem i w innych częściach miasta zionęła wielka, głęboka dziura. To budowała się Tramvia , linia tramwajowa, która miała zmniejszyć ruch uliczny w centrum miasta. Super pomysł, moim zdaniem - każda inicjatywa, która ma na celu zmniejszenie ilości samochodów, autobusów i spalin w tym zatłoczonym mieście, jest ze wszech miar godna pochwały. Minął rok, potem półtora, mojego mieszkania we Florencji, w czasie którego nauczyłam się paru rzeczy o życiu we Włoszech, między innymi tego, że sprawy kierują się tutaj własną, nieprzeniknioną dla przybysza z zewnątrz, logiką (nazwałam to zasadą NNNW - "Nigdy Nic Nie Wiadomo"), wsz